Użytkownik
-Pleść lub zaplatać- Odezwała się, kiedy ten zaczął nawijać o swoich włosach. Nie dało się ukryć, że na twarzy Kany pojawił się nawet swego rodzaju grymas niedowierzania.
-Nie chcesz, aby ktoś ci plątał włosy uwierz. Kołtuny to dopiero przekleństwo- Lubiła czasami łapać za słówka. Wyłapywała w zdaniach takie niuanse i doszukiwała się tam możliwości dla siebie.
-Po za tym...- Zaczęła kierując wzrok na chłopaka.
-Czy ty właśnie nawijasz o swoich włosach?- Nigdy nie spotkała się z tym, aby mężczyzna sam z siebie podejmował tego typu rozmowę. Było to dla niej dość dziwne i niespotykana, ale Dio sam najwyraźniej uznał to za dość normalny temat do rozmowy. Najwidoczniej był na tyle otwarty, że każdy temat wydawał się odpowiedni do rozmowy. A może próbował zrobić po prostu wszystko, aby ta rozmowa w pewnym momencie nie umarła. Początki znajomości zawsze były czymś cholernie skomplikowanym. Spotkała się grupka ludzi, każdy inny i trzeba było w rozmowie pogodzić wszystkie osobowości, zainteresowania czy doświadczenia. Blondynka dźwignęła się z ziemi i podeszła do krawędzi dachu stając na nim. Wpatrywała się teraz w dół na oświetlone ulice miasta po których przejeżdżały auta. Z tej perspektywy były tak malutkie, zupełnie niegroźne. Odwróciła się w chwili, kiedy Dio nagle postanowił zdradzić jej decyzję jaką podjął. Spojrzała na niego i zmarszczyła lekko brwi.
-To miłe z twojej strony, ale to nasze bagno i sami musimy jakoś się z niego wydostać- Nie potrzebowała pomocy, która wedle niej najpewniej była wywołana litością. Faktem było, że morale u nich spadły, zapał zaczynał niebezpiecznie gasnąć.
-Wiem, że oni myślą o tym, aby odpuścić słyszę czasami ich rozmowy. Mogą to zrobić w każdej chwili, ja jednak nie mam zamiaru odpuścić. Są tylko dwie możliwe opcje. Albo osiągnę swój cel, albo zginę w drodze do niego- Kana była zmotywowana. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale nie miała zamiaru odpuścić bez względu na to ile czasu z jej życia by to zabrało.
-A co do tych pisemek- Mruknęła i zeskoczyła z krawędzi ponownie na płaską powierzchnię dachu.
-Jest to jakaś myśl, ale raczej rady pod tytułem "zainwestuj w feromony" nie sprawdzają się- Kanie swego czasu kilka gazetek wpadło w ręce i wszystkie te rady podchodziły do kobiet jak do istot, które są dokładnie takie same. Nie mniej chciała by zobaczyć jak Dio próbuje poderwać jakąś dziewczynę przy pomocy rad jakiegoś sfrustrowanego człowieka, który musiał coś na szybko wykombinować do gazety bo w przeciwnym razie stracił by pracę.
-Jak wpadasz między wrony musisz krakać jak one- Odpowiedziała na wzmiankę o jej stroju. Czy zauważyła komplement możliwe, ale istotniejsze dla niej było w tej chwili wyjaśnienie dlaczego była zmuszona ubrać taki a nie inny strój.
-Nie chciałam od razu zwrócić na siebie uwagi. A raczej w klubie ze striptizem dziewczyna w dżinsach od razu by przykuła wzrok. Z resztą w takich miejscach bardzo często pojawia się selekcja. Jeżeli nie ubierzesz się odpowiednio to ciebie nie wpuszczą. Reiji z tego słynie. Kocha dzielić ludzi na lepszych i gorszych- Zakończyła po czym ponownie usiadła na ziemi i zaczęła odbijać piłkę, którą nadal trzymała w dłoni.
Offline
Użytkownik
-Nie zmienia to nadal faktu, że te gazetki wychodzą z założenia, że każda kobieta lubi rozmawiać o tym samym- Gotowanie, moda, makijaż to były dość krzywdzące stereotypy na temat zainteresowań dziewczyn.
-Weźmy taką Cleo zanudzisz ją na śmierć kiedy zaczniesz gadać o przepisach na kruche ciasteczka- Sama była kobietą, chociaż Lace tak samo jak Doktor dość często jej tego odmawiali. Faktem było, że jej samej daleko do tej rozgadanej lubującej się w pluszakach, kosmetykach i innych dziwnych rzeczach dziewczyny.
-A wystarczy, że poruszysz z nią temat najnowszych nowinek technicznych czy bardziej wydajniejszych technik hakowania- Spędziła z tymi ludźmi dostatecznie dużo czasu, aby dowiedzieć się o nich pewnych rzeczy. Sama stosowała tę sztuczkę na Cleo, kiedy potrzebowała zwrócić na siebie jej uwagę, co normalnie nie należało do zbyt prostych rzeczy. Cleo jak Dio pewnie zdążył zauważyć była dziewczyną, która siedziała w swoim wirtualnym świecie. Czuła się tam jak ryba w wodzie. Nie było chyba zakątka sieci w której ona by się nie pojawiła. A dzięki temu ich drużyna miała dostęp do świeżych informacji, a tym samym pozwalało im to często być o krok przed samą policją.
-Moja rada. Poznaj dziewczynę sam. Niech ona ci powie co lubi- Kana była mimo wszystko zwolenniczką rozmów. nawet tych które mogły trwać długo nim ostatecznie padnie jakaś ciekawa informacja. Nie chciała, jednak też uchodzić tutaj za specjalistkę. Sama tak naprawdę nigdy nie pochylała się nad relacjami damsko-męskimi. Nawet jeżeli ktoś, kiedy spojrzał na nią inaczej niż na zwykłą znajomą, to ona po prostu by tego nie zauważyła. Jak to swego czasu Lace słusznie ją podsumował. Ktoś m\w wyznaniu swoich uczuć musiałby być subtelny niczym armia wkraczająca na terytorium wroga, aby Kana zorientowała się, że coś się dzieje.
-Fakt...- Odezwała się spokojnie, kiedy Dio tak zręcznie wykorzystał jej wcześniejsze słowa przeciwko niej samej.
-Nie zabronię, ale mogę poprosić- Trochę znajdowali się w impasie obecnie. Dio już podjął decyzję, a Kana nie była zbyt chętna do tego, aby od razu przyjmować ich do drużyny. Nie ufała im jeszcze dostatecznie mocno, ale czas miał pokazać kto miał rację, a kto popełnił błąd.
-Chłopak...atfu- Mruknęła i splunęła na ziemię krzywiąc się przy tym lekko. Nie spodziewała się tego typu porównania. Bo w końcu czy ona wyglądała na kogoś, kto na chłopaka szarżował by z bronią i zbierał przeciwko niemu drużynę.
-Reiji to jedna z tych grubych ryb w mieście. Trzęsie jego posadami, czyli krótko mówiąc sprawuje władzę nad czarnym rynkiem. Ma w kieszeni kilku policjantów, których przekupił, oraz samego senatora, który wypełnia jego polecenia. A senator wiadomo, ma znajomości wyżej- Opisała krótko wzdychając cicho.
-Lace, Cleo czy Doktorek...oni wszyscy swego czasu dla niego pracowali. Lace ma znajomości niemal w każdej gałęzi czarnego rynku, dla Cleo nie ma zabezpieczenia nie do złamania a Doktorek mistrz w medycznym fachu. Wszyscy cholernie uzdolnieni i mający cholernie na bakier z prawem. Reiji wykorzystywał ich do swoich celów, a potem oddawał w ręce policji, aby zatuszować swoje szemrane interesy. Naturalnie na przesłuchaniach próbowali obarczyć go winą, ale skorumpowani policjantom zawsze jakoś dziwnym trafem znikały akta i inne dowody- Dość łatwo można było się już zorientować, że ich motyw był prosty. Chodziło tak naprawdę o zemstę o nic więcej.
Offline
Użytkownik
Kana wpatrywała się w plecy chłopaka obserwując jak ten ponownie schodzi po schodach, a później najpewniej przechodzi przez jej pokój, aby wrócić do mieszkania. Sama nie bardzo wiedziała co miałaby o tym wszystkim na chwilę obecną myśleć. Dio chociaż wydawał się jej dość sympatycznym gościem to kompletnie nie przekonywał jej swoim optymizmem. Chociaż może to było właśnie to czego im brakowało od dłuższego czasu. Blondynka posiedziała przez jeszcze chwilę na dachu wpatrując się w zasypiające miasto. Dopiero kiedy i ją dopadło znużenie postanowiła pójść w ślady Dio i wrócić do domu.
W pokoju dziewczyny panował już półmrok, który tworzyła jedna lampka stojąca samotnie na biurku po którym walały się różne kartki i karteczki, jakieś notesy oraz inne skarby w których nikomu nie chciałoby się nawet grzebać. Ściany pokoju niegdyś musiały być pokryte naprawdę ładną tapetą, teraz po niej pozostały jedynie jakieś smętne kawałki, które zwisały ze ścian. Nieopodal drzwi stała niewielka szafa z której wymykało się kilka ubrań. Na środku pokoju stało pojedyncze łóżko na które Kana legła ciężko. Zdjęła z głowy czapkę i przyglądała się jej uważnie z lekkim uśmiechem.
-Co z tobą jest nie tak...- Mruknęła sama do siebie. Nie często spotykało się takie osoby jak Dio nie często również spotykało się byłych pracowników korpusu. Ostatecznie blondynka odłożyła czapkę na stolik nocny obok siebie i wtuliła głowę w poduszkę zasypiając niemal od razu.
Nowy dzień powitał ich chmurami i deszczem, który od czasu do czasu uderzał w szyby mieszkania. Kana drgnęła lekko na łóżku uchylając niechętnie powieki ukazując tym samym swoje czerwone tęczówki. Rozejrzała się po pokoju. Przez chwilę miała dziwne wrażenie, że to wszystko co wczoraj miało miejsce było jakimś wyjątkowo dziwnym snem. W tej chwili przypomniała sobie, jednak o czapce. Skierowała szybko głowę w stronę stolika nocnego a jej powieki otworzyły się szerzej, kiedy odkryła, że ta nadal tam spoczywała.
-JESTEM GŁODNY!- Usłyszała krzyk Lace'a, który jak każdego poranka użalał się nad tym, że nie ma w tym domu nic do jedzenia.
-Zeżarłeś już wczorajszą kolację i resztki które był w lodówce nie mamy...- Rozległo się głuche uderzenie a głos Doktorka nagle ucichły. Kana jedynie przewróciła oczami i westchnęła ciężko dźwigając się z łóżka. Przeciągnęła się leniwie zmierzając w stronę drzwi wyjściowych. Nacisnęła na ich klamkę, a drzwi ustąpiły jej wypuszczając z pokoju. Jej blond włosy sterczały w różne strony lekko potargane a zaspane spojrzenie omiotło kuchnię w której jak gdyby nigdy nic Lace i Doktor okładali się łapami po głowie.
-W TYM DOMU NIE MA NIC DO JEDZENIA- Wykrzykiwał Lace raz po raz
-BO WSZYSTKO WYJADASZ, WYPRUJE Z CIEBIE FLAKI I NIMI CIĘ NAKARMIĘ- Na blondynce jak i na Cleo, która siedziała przy stole z telefonem nie robiło to najmniejszego wrażenia. Widocznie wszyscy już przywykli do takich początków dnia.
-Dzień dobry- Powiedziała zasiadając do stołu i opierając głowę na dłoniach. Odpowiedziała jej, jednak cisza przerywana walką tej dwójki.
Offline
Użytkownik
Zaprowadzenie spokoju w tej grupce jak się okazało nie było wcale takie łatwe. Byli zupełnym przeciwieństwem drużyny do której najpewniej przywykł Yusaku. Lace i Doktorek nie przerywali swoich przepychanek nawet w chwili, kiedy mężczyzna ogłosił, że ma im coś ważnego do powiedzenia. Cleo nadal stukała w ekran telefonu a Kana...kana rozmasowywała sobie jedynie skronie przymykając lekko oczy. Dotarły do niej słowa Yusaku, ale już na dzień dobry została poirytowana tym jak reszta nie przejęła się tym.
-ZAMKNĄĆ SIĘ!- Krzyknęła zrywając się z krzesła tak gwałtownie, że to aż zachwiało się i upadło z impetem na zakurzoną podłogę. Zaciśnięta w pięść dłoń dziewczyny zaczęła lecieć prosto na stół, a kiedy spotkała się z nim ten aż zadrżał w lęku. W pomieszczeniu zrobiło się dość cicho gdyż wszyscy skierowali wzrok na blondynkę, która wzięła głęboki wdech i jak gdyby nigdy nic podniosła krzesło i ponownie na nim usiadła posyłając w stronę Yusaku lekki uśmiech, który miał zachęcić go do zdradzenia im planu, jaki udało się mu wytworzyć.
-Wystarczyło mi powiedzieć...- Zaczął Lace, ale Kana pod stołem kopnęła go prosto w kolano doprowadzając do tego, że chłopak jęknął głośno i przymknął w bólu powieki. Blondynka wróciła spojrzeniem na Yusaku wsłuchując się w dalszą część planu. Wszyscy co jakiś czas kiwali głowami dając jasno do zrozumienia, że pojmują co mają robić.
-Wszystko fajnie pięknie, ale jest jeden...tyci problemik- Odezwał się po raz kolejny Lace odsuwając się odrobinę od stołu w obawie, że Kana na nowo zechciałaby dać mu jasno do zrozumienia, że nikogo nie interesuje to co ma do powiedzenia. Cleo, Doktor oraz Lace skierowali spojrzenia na Kanę która drgnęła lekko. Zaczęła się rozglądać po kuchni zupełnie tak jakby liczyła na to, że znajdzie tutaj jeszcze jedną osobę, która została nazwana tym potencjalnym problemem.
-mam rozumieć, że chodzi o mnie?- Mruknęła wskazując na siebie palcem, a wszyscy jak jeden mąż pokiwali głową.
-A co ze mną nie tak?- Zadała kolejne pytanie. Lace chciał na nowo odpowiedzieć, ale tym razem to Doktor go uprzedził.
-My wszyscy za nasze wyskoki dorobiliśmy się przynajmniej podwójnego dożywocia. To nie będzie napad na jakiś kiepski bar. Nie wystarczy pomachać tylko bronią- Krótko mówiąc każdy tutaj oprócz Kany był doświadczony w tego typu skokach. Łamanie prawa dla nich to chleb powszedni. I Dio mógł połączyć fakty. Kana wczoraj wspominała tylko o tej trójce. Wspomniała, że mają na pieńku z prawem, ale o samej sobie nie powiedziała ani słowa.
-Bezpieczniej Blondi będzie jak zostaniesz w domu- Odezwał się Lace i odchylił się na krześle bujając się lekko na jego nogach. Kana zmarszczyła brwi i spuściła lekko głowę.
-Przecież mówiłam...- Zaczęła, ale tym razem Cleo uniosła dłoń uciszając ją.
-To nie zabawa. Dla ciebie po tej akcji nie będzie już odwrotu- Chociaż była to dziwna grupa, która miała specyficzne relacje to najwyraźniej na swój sposób chcieli zadbać o to z ich punktu widzenia najsłabsze ogniwo.
-Już od dawna nie ma odwrotu- Odpowiedziała i omiotła wzrokiem wszystkich tu zebranych.
-Idę z wami i koniec- Oznajmiła ostatecznie dając jasno do zrozumienia, że nie ugnie się pod nikim.
Offline
Użytkownik
-Cleo- Odparła dziewczyna odrywając na chwilę wzrok od telefonu. Nie lubiła, kiedy ktoś przeinaczał jej imię a najwyraźniej musiało się to dziać dość często.
-I nie do końca zgadłeś- Odparł Lace po czym sam wyciągnął telefon z kieszeni. Otworzył klapkę po czym wykonał gdzieś kilka telefonów rozmawiając z kimś dość zaciekle próbując załatwić jakiś sprzęt, którym udałoby się im ujechać trochę więcej niż jedną przecznicę. Ostatecznie coś chyba udało się ugadać, ponieważ chłopak schował telefon z wyraźnie zadowoloną z siebie miną. Wstał z krzesła i przeciągnął się. Chwycił z wieszaka swoją skórzaną kurtkę, którą szybko narzucił na ramiona.
-Jeden znajomy ma fajny wóz. Odwiedzę go- Odparł wychodząc z mieszkania bez chociażby słowa wyjaśnienia. Kana i Doktor westchnęli cicho wpatrując się w zamknięte drzwi.
-Czy on zawsze musi tak szpanować?- Kana wzruszyła jedynie lekko ramionami. Sama sobie już od dłuższego czasu zadawała to pytanie, ale jak na złość odpowiedzi nie znalazła do tej pory.
-Lace swego czasu handlował niemal wszystkim. Prochy, nielegalne auta, czy sprowadzanie zwierząt z zagranicy. Od czasu, kiedy Reiji go wykiwał stracił większość kontaktów, ale parę wiernych ludzi mu zostało- Wyjaśniła Kana. Chociaż sama nadal nie zapatrywała się zbyt chętnie na ich pomoc, to w pewien sposób była im wdzięczna. W końcu nie musieli tego robić.
-Weszłam na stronę banku. Ich zabezpieczenia niemal nie istnieją. Włamanie się im do sytemu to jak zabranie dziecku lizaka- Odezwała się w końcu po chwili milczenia Cleo. Kana w tym czasie odprowadziła Dio wzrokiem do drzwi, a potem ponownie spojrzała na Yusaku.
-Mam złe przeczucia- Odezwała się cicho i przyłożyła dłoń w okolice swojej przepony czując jak wielka bryła lodu nagle opadła jej na samo dno żołądka. Chyba ona sama zdała sobie dopiero sprawę z tego co mieli własnie zrobić. Nie mniej nie miała najmniejszego zamiaru się wycofać
Lace wrócił po nie całej godzinie a na jego ustach nadal gościł ten sam wnerwiający uśmiech. Kręcił kluczykiem na palcu jednej dłoni, która była odziana w czarne rękawiczki.
-Wyjrzyjcie przez okno- Powiedział, a kiedy faktycznie wszyscy podeszli do okna ich oczom ukazał się błyszczący czerwony samochód wyścigowy. Kana otworzyła szerzej oczy a Doktorek odwrócił się w stronę chłopaka.
-Może i upierdliwa z ciebie gnida, ale jedno ci trzeba przyznać. Nie opierdzielasz się w robocie- Lace wzruszył jedynie ramionami dając tym samym wszystkim jasno do zrozumienia, że on przecież doskonale zdaje sobie sprawę ze swojej wspaniałości i zasiadł na kanapie.
-A Dio? nie powinien już wracać?- Zapytała się Kana zdając sobie sprawę, że brakowało jeszcze jednej osoby.
Ostatnio edytowany przez Kana Nakamura (2020-11-15 20:06:16)
Offline
Użytkownik
Cleo kiwnęła głową bez większych emocji i poszła do swojego pokoju z którego przyniosła laptopa. Położyła go na stole i zaczęła przeglądać oferty w internecie.
-Z naszym szczęściem wybierze nam stroje z jakiegoś durnego serialu- Mruknął Lace, ale czy w tym wypadku było to istotne. Ważne, aby podczas napadu nikt ich nie rozpoznał. Chociaż tej trójce najpewniej było już wszystko jedno.
-Ja prowadzę- Zakomunikował chłopak i chwycił mocno w dłoń kluczyki od auta po czym razem z Yusaku zszedł na dół. Auto w środku było zadbane i mogłoby się wydawać, że pachnie nowością. Lace widocznie uznał, że jeżeli mają już napadać na jakiś bank to powinni to zrobić z klasą.
-Dobra, a teraz...- Zaczął i dodał trochę więcej gazu ruszając z piskiem opono spod mieszkania.
-Coście za jedni tak naprawdę. Czemu były pracownik korpusu nagle zbacza na taką ścieżkę?- Zapytał się wyraźnie zaintrygowany relacją Yusaku oraz Dio
Polecenie, które otrzymała Kana było dość proste. Dlatego też dziewczyna zgodziła się na to z ochotą kiwając lekko głową. Ubrała swoją jeansową kurtkę i wyszła czym prędzej z mieszkania schodząc po schodach jak najszybciej na sam dół.
-Zaraz...kasyna...- Wystarczyła jej chwila, kiedy podniecenie otrzymanym zadaniem opadło, aby zdała sobie sprawę z tego, że kasyn w mieście jest przecież od cholery. Zajrzenie do nich wszystkich zajmie trochę czasu. Dio z tego co sama zdążyła już wywnioskować nie należał do osób, które chodziły utartymi ścieżkami. Więc jeżeli faktycznie siedział w kasynie z jej szczęściem znajdował się na drugim końcu miasta.
-Szlag...- Przeklęła głośno i chciał czy nie ruszyła przed siebie rozczesując przy okazji palcami swoje włosy, których nawet nie zdążyła jeszcze uładzić. Faktycznie dziewczyna wchodziła do różnych kasyn i rozglądała się za sylwetką Dio. Nie był on szaraczkiem i wtopić się mu w tłum było raczej dość trudno. Niestety szczęście jej nie dopisywało i nigdzie go nie mogła znaleźć.
-Niech ja cię dorwę- Mruczała co jakiś czas sama do siebie, aż w końcu dobiegła do jakiegoś parku w którym postanowiła na chwilę się zatrzymać, aby złapać trochę oddechu. Oparła się o most, który został wybudowany nad pobliskim oczkiem wodnym i zaczęła obserwować pływające na wodzie kaczki. Na chwilę tylko uniosła głowę i dostrzegła go...siedzącego jak gdyby nigdy nic i jedzącego śniadanie. Blondynka zacisnęła usta w wąską linię i ruszyła prosto w jego stronę niczym wściekły byk.
-To ja cię szukam...- Mruknęła i podniosła szyszkę z ziemi i cisnęła nią prosto w niego
-Po całym mieście, biegam po kasynach gdzie muszę uciekać przed rozbieganymi łapami jakiś napaleńców, a ty sobie tutaj siedzisz jak gdyby nigdy nic- Wysapała i oparła się plecami o pobliskie drzewo schylając się lekko w dół. Złapała się za bok w którym coś kuło ją niemiłosiernie.
-Daj mi złapać oddech a nakopie ci do dupy- Dodała siląc się na ostrzegawczy ton. Zadyszka, jednak skutecznie jej to uniemożliwiła.
Ostatnio edytowany przez Kana Nakamura (2020-11-15 21:54:45)
Offline
Użytkownik
Lace wydawał się być wyraźnie niezadowolony z takiej a nie innej odpowiedzi. Był tym w drużynie, który musiał wszystko wiedzieć. Może było to spowodowane tym, że w przeszłości miał tak wiele wtyków, i ludzi pod sobą. Musiał interesować się życiem innych. W przeciwnym razie nie znalazłby się w tym miejscu w którym był obecnie.
-Nie masz powodów by mi ufać, a jednak wsiadłeś ze mną do jednego auta- Odezwał się a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech. Dodał odrobinę więcej gazu, po czym gwałtownie skręcił kierownicą skręcając tym samym ostro samochodem prosto w uliczkę, która została wskazana wcześniej przez Yusaku. Trudno było nie oprzeć się myśli, że Lace był człowiekiem, który gdyby został zmuszony wjechałby tym autem do jeziora tylko po to, aby pociągnąć za sobą na dno nielubianą osobę. Bywał narwany i częściej myślał siłą mięśni niż własnym mózgiem. Po dojechaniu pod wskazany adres i wejściu do środka Lace od razu oparł się o ścianę budynku i wsłuchiwał się uważnie w rozmowę tej dwójki. Taka spontaniczna szczerość biednego "uczciwego" sprzedawcy pomagała chłopakowi dopasowywać do siebie kolejne części układanki. Układanki, która zasiewała ziarno niepewności oraz wzbudzała na nowo pytanie, czy tej dwójce można ufać. Zostali, jednak już wciągnięci w to wszystko i Lace jedyne co mógł to poszedł za dwójką mężczyzn do piwnicy, gdzie jego oczom ukazał się istny arsenał broni.
-Niech mnie...- Powiedział cicho rozglądając się dookoła. Nawet on ze swoimi znajomościami nigdy nie zdobył takiej ilości zapasów, a robił co mógł. Nie był to, jednak czas ani miejsce na podziwianie nowych karabinów, które zostały wypolerowane na wysoki połysk. Trzeba było się spinać i tak też robili a przynajmniej do momentu, aż Yusaku nie posunął się do pewnego czyny. Lace odwrócił się i spojrzał jak ten okłada biedaczka łopatą. Coraz to świeże plamy krwi spadały na ziemię, a twarz mężczyzny przestawała przypominać twarzy ludzkiej. Lace nie wyglądał na przejętego tym widokiem. Był przyzwyczajony do przemocy, którą sam najpewniej nie raz i nie dwa stosował.
-Łał czy pracownicy korpusu nie powinni być bardziej...- Urwał na chwilę szukając odpowiedniego słowa
-Dobrzy?- Zakończył ze złośliwym uśmieszkiem po czym wrócił ponownie do pakowania broni do toreb, które po wypełnieniu zasunęli i na rzucili na plecy. Torby spoczęły na tylnym siedzeniu auta, a oni odjechali z piskiem opon wracając do domu
Kana zaczęła wodzić wzrokiem za zawiniątkiem, które było jej przesuwane przed oczami raz po raz. Spojrzała na chłopaka spodełba i chciała już coś powiedzieć, zrobić mu jakieś kazanie, ale głośne burczenie w brzuchu wyprowadziło ją z tego jakże wojowniczego nastroju. No tak nie zdążyła jeszcze nic zjeść, bo nic w domu nie było
-Dawaj to- Mruknęła siląc się na nadal obrażony głos, ale wystarczyło, aby odwinęła tortille i wgryzła się w nią a cały zły nastrój nagle z niej uleciał. Może pod tym względem była stereotypową dziewczyną. Kiedy jest wściekła wystarczy rzucić w nią jedzeniem.
-Polubiłeś człowieka po jednym dniu znajomości?- Odparła w końcu przełykając to co miała w buzi. Było to dla niej dziwnie nie zrozumiałe oraz niespotykane. Przeważnie i ona oraz ta druga osoba potrzebowały więcej czasu, aby stwierdzić, że się lubią.
-Ale ja też ciebie polubiłam. Ten twój irytujący optymizm...- Urwała na chwilę zastanawiając się nad tym jakie zakończenie tej myśli byłoby najlepsze.
-Jest dziwnie pokrzepiający- Pozostawało pytanie czy Dio naprawdę był optymistą, czy tylko na takiego siebie kreował. Może tak naprawdę nie był tak radosny jak siebie przedstawiał. Może wmawiał to ludziom a oni zrobili za niego resztę.
-Fakt...przygotowują się- Dodała i uśmiechnęła się lekko. Nie łudziła się, że ktoś nagle zleci jej nie wiadomo jak ważne zadanie.
-Po zajrzeniu do czwartego kasyna zorientowałam się, że Yusaku chciał mnie się pozbyć- Chociaż na jej ustach jawił się uśmiech to po wypowiedzeniu tych słów na chwile przygasł, a ona sama zrobiła dość dziwny grymas. Czy często tak bywało, że ludzie po prostu dawali jej jakieś głupie zadania, aby nie pałętała się pod nogami.
Offline
Użytkownik
Kana uśmiechnęła się blado. Mimo to doceniała jego chęć pocieszenia jej. Dlatego też postanowiła, że nie ma sensu dłużej zastanawiać się na ile to zadanie, które otrzymała miało na celu pozbycia się jej. Dojadła resztę tortilli czując, że przypływają jej nowe siły. Wstała więc spod drzewa a papierek wyrzuciła do kosza.
-A to już zależy jak ładnie poprosisz- Chociaż sama nigdy nie robiła sobie na głowie warkoczy, to kiedyś miała tę okazje i nauczyła się je zaplatać. Naturalnie nie mogła się zgodzić od tak bo nie była by wtedy sobą. Kana i Dio ruszyli w końcu prosto do domu. Tym razem na szczęście udało się im nie zboczyć ze żadnej ścieżki, a właśnie o to blondynka się martwiła. Czy jej towarzysz nagle nie wpadnie na jakiś inny pomysł i nie pobiegnie przed siebie w bliżej nieokreślonym kierunku. Cóż może wizja tego, że jego włosy zostaną wreszcie ujarzmione sprawiła, że chłopak musiał ocenić co jest dla niego priorytetem. Tak czy inaczej w domu czekała na nich Cleo, która machnęła jedynie krótko ręką i wróciła do przeglądania sieci. Kana nie zdążyła nawet dobrze przekroczyć progu domu, gdyż nagle nastała ciemność. Blondynka sięgnęła dłońmi do swojej twarzy i zdjęła z niej koszulkę Dio, który już nurkował pod zlewem.
-Jak ty mnie irytujesz...- Mruknęła sama do siebie wchodząc ostatecznie do mieszkania a jego bluzkę położyła na jednym z krzeseł. Za przybyciem reszty ich kompanów nie musieli czekać długo. Do mieszkania wszedł Yusaku oraz obładowany torbami uśmiechnięty od ucha do ucha Lace. Torby z głośnym hukiem spoczęły na podłodze a ich zawartość była wyciągana przez Lace i wciskana w ręce członków ich małego planu. W dłoniach Kany spoczął prosty pistolet, który z resztą nawet jej odpowiadał. Obejrzała go kilka razy z różnych stron i kiwnęła lekko głową.
-Dalej podtrzymujesz...- Urwał, bo dziewczyna położyła z hukiem na stole broń i wbiła w chłopaka wzrok.
-Przestańcie...nie jestem cholernym dzieckiem. Jeżeli wam nie odpowiada moje towarzystwo...- Tym razem to ona urwała, bo poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
-Odpowiada spokojnie- Kana wypuściła ze świstem powietrze z płuc i opadła na pobliskie krzesło. Nie liczyła na to, że ktoś zrozumie jej pobudki, ba nawet od nikogo tego nie wymagała. Jednak jedyne czego chciała to tego, aby każdy był w stanie zaakceptować jej decyzję.
-No dobra...wejdziemy do banku, porobimy zamieszania. Kto zostaje z zakładnikami, a kto idzie do skrytek?- Zaczął nowy temat Lace. Temat, który był dość ważny. Podzielenie grupy i przydzielenie każdemu jednego ważnego zadania.
-Jeżeli ktoś wezwie policje ta przyjedzie ze wsparciem, kiedy tylko dowiedzą się, że napastnicy są uzbrojeni. Na akcje macie jakieś dwadzieścia minut w porywach dwadzieścia pięć- Wyjaśniła Cleo po czym odwróciła laptopa tak, aby każdy mógł widzieć co się na nim znajduje. Był to plan banku do którego właśnie mieli zamiar się włamać
-Tu macie główne wejście i hol. Na środku jest recepcja, a po bokach stoliki dla petentów. Skrytki znajdują się w podziemiach, więc tymi korytarzami dotrzecie do windy. Ta konkretna winda działa na specjalny kod, który zna tylko jedna osoba- Dokończyła po czym przełączyła plan i wskazała na pokaźny pokój, który był gabinetem.
-Prezes banku. To on jest celem. Musi was tam przynajmniej wprowadzić. Potem będzie bezużyteczny- Zakończyła i odchyliła się na krześle uśmiechając się lekko. Cleo jak widać przez cały ten czas nie próżnowała tylko zdobywała informacje o miejscu do którego mają wejść, a znając jego rozkład nie powinno być to tak trudne.
Offline
Użytkownik
Kana słuchała całego planu a z każdym kolejnym słowem mina jej rzedła. Zaczęła sobie zdawać sprawę z tego, że naprawdę zrobią skok na bank. O tyle o ile jakiś czas temu to wszystko wydawało się być jej tylko jakimś żartem, to teraz okazywało się, że naprawdę chcą to zrobić.
-Dobry plan, krótki, prosty w realizacji...co może pójść nie tak- Odezwała się przełykając głośno ślinę. To byłaby pierwsze jej tak poważna akcja. Gdyby jeszcze ktoś jej kilka lat temu powiedział, że będzie uczestniczyć w napadzie na bank, pewnie by taką osobę wyśmiała i odesłała do wariatkowa. Niestety w jej życiu nastały takie, a nie inne czasy do których musiała się dostosować.
-Ja przygotuje apteczkę na wypadek gdyby trzeba było was poskładać- Odezwał się Doktor po chwili milczenia. Jak już pewnie każdy się zorientował on robił tutaj głównie za oprawę medyczną. W tego typu drużynach ktoś kto zna się na medycynie był na wagę złota.
-Jeszcze jedno- Odezwała się i wyciągnęła z torebki kilka małych słuchawek, które położyła na stole.
-Dzięki temu będziemy cały czas w kontakcie. Przy odrobinie szczęścia uda mi się włamać do sieci kamer i będę miała podgląd na cały budynek- Cleo naprawdę podeszła do tej misji na poważnie. Z resztą nie ma co się dziwić. Z tego co Kana wspominała wcześniej każdy z nich miał już doświadczenie w nielegalnych działaniach. Dlatego też nic dziwnego, że każde z nich podeszło do tej sprawy poważnie.
-A stroje są leżą na kanapie- Dodała Cleo wskazując głową w stronę rzeczonej kanapy na której faktycznie spoczywały czerwone kombinezony oraz bandany.
-To jedyne sensowne rzeczy, które mogłam załatwić na tu i teraz- Wzruszyła lekko ramionami po czym wróciła do stukania w klawiaturę laptopa.
-Chodźmy na pizze- Odezwał się Lace rzucając tym samym propozycję lokalu do którego mogliby się udać
-Jesteśmy spłukani...zapomniałeś?- Wspomniała Kana ostudzając lekko zapał chłopaka. Jeżeli ten skok im się uda, życie może się odmienić, ale na razie nadal znajdowali się w tej samej szarej zwykłej rzeczywistości w której nie mieli grosza przy duszy.
Ostatnio edytowany przez Kana Nakamura (2020-11-16 10:33:36)
Offline
Użytkownik
Finansowo tej dziwnej grupce zdecydowanie się nie układało najlepiej. Na co więc w takim układzie wydawali pieniądze, że często ledwo starczało im na jedzenie, a czasami nawet i na to brakowało. Czyżby Kana tak samo jak i cała reszta trochę przeliczyli się w tym ile cała misja będzie ich kosztować. Kto wie może z początku lepiej im się wiodło. Dlaczego więc nie pomyśleli o tym, aby nie przywłaszczyć sobie odrobiny cudzych pieniędzy. Może byli po prostu zbyt skupieni na celu.
Ostatecznie wszyscy zgodzili się pójść wspólnie na obiad, albo późne śniadanie. Blondynka trochę źle się czuła z faktem, że po raz kolejny ktoś będzie płacił za jej jedzenie, ale nauczona też życiem wiedziała, że w takich chwilach nie ma co wybrzydzać, ani też stawiać czynnego oporu. Nie wiadomo w końcu jak ich przyszłość się potoczy, i kiedy znowu będą mogli pozwolić sobie na zjedzenie czegoś normalnego. Cała grupka zasiadła w pizzeri i każdy zamówił sobie to na co ma ochotę. Rozmowy toczyły się w najlepsze. Jedyna Kana popijała sobie wodę, którą zamówiła i lustrowała Yusaku wzrokiem zastanawiając się nad czymś intensywnie.
-Ile chcecie w zamian?- Zapytała się w końcu, kiedy myśli w jej głowie ułożyły się w jakiś jeden logiczny ciąg.
-Nie uwierzę, że jesteście instytucją charytatywną, która od czasu do czasu postanawia bezinteresownie komuś pomóc- Przeważnie było tak, że jeżeli nie było wiadomo o co chodzi to chodziło o pieniądze. Skok na bank, zwinięcie sporej sumki i oni by nie wyciągnęli po chociaż część tej sumy ręki. Cleo, Lace i Doktor oderwali się od swoich talerzy i spojrzeli najpierw na Yusaku a potem na Dio. Oni sami najwyraźniej w tym amoku wizji niezłego zarobku zapomnieli o tak banalnej i oczywistej rzeczy.
-Fakt sam się z czymś takim nie spotkałem nigdy. Czego chcecie w zamian?- Nie często się zdarzało, aby Lace i Kana się w czymś zgadzali. W tym wypadku udało się i obydwoje najwyraźniej mimo wszystko nie do końca wierzyli w to, że ktoś może być bezinteresowny.
-Tylko nie mówcie, że przestępcy powinni sobie pomagać. Za dużo razy to słyszałam, aby uwierzyć te bajki- Dodała i odchyliła się w tył opierając się o oparcie krzesła na którym siedziała. Nadal im nie ufali tak jak ufali mimo wszystko sobie samym. Były pracownik korpusu i przestępca nadal było dziwnym połączeniem, które nie zostało w żaden sensowny sposób wyjaśniony.
Ostatnio edytowany przez Kana Nakamura (2020-11-16 14:24:24)
Offline
Użytkownik
Kana jak i reszta towarzystwa nie spodziewała się tak poważnej odpowiedzi. Nawet Lace, który słynął ze swojego talentu do podważania słowo każdego człowieka tym razem po prostu się przymknął. Kana natomiast spuściła jedynie lekko głowę, a blond pasemka opadły jej na twarz przysłaniając tym samym lekkie rumieńce. Doktor spojrzał na nią i westchnął cicho. Krepująca cisza i napięta atmosfera na nowo dała o sobie znać.
-Nie chciała ciebie obrazić- Zaczął spokojnie połykając ostatni kęs pizzy po czym wytarł sobie usta papierową serwetką.
-To wszystko przez...- Urwał, bo Kana szturchnęła go jedynie lekko w bok dając tym samym jasno do zrozumienia, aby nie kontynuował.
-Zamknij się...- Doktor tak jak Kana prosiła przymknął się i odwrócił głowę w stronę okna skupiając się na ludziach, którzy ich mijali.
-Te pieniądze ułatwią nam działanie. Może nawet się nam uda. Co zrobicie jak nasz plan się nam powiedzie?- Zapytał się zaciekawiony, ale nim ktoś zdążył się odezwać Lace już kontynuował dalej swój wywód.
-Ja może wyjadę do innego miasta i tam spróbuję rozkręcić jakiś interes- Teoretycznie już teraz przecież każdy z nich mógł się rozejść w swoją stronę. Ciekawe było to jak jeden wspólny wróg potrafił zjednoczyć ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nigdy by sie nie spotkali
-Ja wyjadę za granicę. Otworzę tam własny sklep z częściami komputerowymi- Trudno było sobie wyobrazić to czy zdemoralizowany człowiek był w stanie faktycznie rozpocząć nowe życie. Życie, które nie było związane z przestępstwami.
-Ja otworzę własną klinikię- Spojrzenia ostatecznie spoczęły na blondynce, która uniosła lekko głowę aby spojrzeć na swoich towarzyszy.
-Ja...- Zaczęła cicho
-Oddam się w ręce policji- Zakończyła i mimo wszystko na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Kana wydawała się mieć już bardzo jasno nakreślony scenariusz tego jak cała ta historia się kończy. Tylko dla niej nie było tam szczęśliwego zakończenia.
-No daj spokój...na pewno jest coś co byś chciała zrobić po tym wszystkim- Odezwał się Lace wyraźnie zszokowany postawą Kany. Dziewczyna pokręciła jedynie przecząco głową
-Nie...mam jeden cel do którego dążę i tylko na tym mi zależy- Dokończyła po czym dopiła resztkę wody.
Offline
Użytkownik
Wzmianka o małżeństwie sprawiła, że Kana przewróciła jedynie oczami dając tym samym jasno do zrozumienia, że małżeństwo nie jest raczej jej priorytetem. Ba nawet nigdy o tym nie myślała. Już jako mała dziewczynka nie snuła takich planów nie przyszłość. Nie wyobrażała siebie w białej sukni oraz w welonie. Nie nadawała się do szczęśliwego rodzinnego życia, a opiekunka domowego ogniska z niej byłaby kiepska. Nie kontynuowała więc już dalej rozmowy na temat swoich planów na przyszłość. Wiedziała, że dla każdego przy tym stole ten pomysł był kontrowersyjny. Ale Kana mocno wierzyła w to, że każdy ma swoje życie i każdy może w nim podejmować takie decyzje jakie uważa za słuszne.
Kiedy wszyscy dojedli a rachunek został opłacony przyszedł czas na wzięcie się ostro do pracy. Po powrocie do domu rozpoczęto rozdawanie broni, oraz strojów. Czerwone kombinezony chciał nie chciał były na każdego odrobinę za duże, ale każdy doszukał się w tym jakiś pozytywów. Nic nie będzie im krępować ruchów. Cleo zniosła do kuchni ze swojego pokoju najróżniejsze urządzenia, które miały służyć jej jako pomoc przy hakowaniu niektórych systemów. Kuchnia stała się sterownią całej misji. Doktor zaszył się u siebie w pokoju mówiąc, że idzie sprawdzić zapasy i przygotować ewentualne szwy. Nikt naturalnie nie zakładał, że dojdzie do ostrej strzelaniny, ale Kana jak i reszta jej towarzyszy byli nauczeni tego, że jedyne czego można się spodziewać to niespodziewanego.
-Wszyscy gotowi, każdy zna plan i swoje pozycje?- Zapytał się i spojrzał na każdego z osobna. Lace zaparkował samochód nieopodal domu, aby szybko mogli wejść do środka i jeszcze szybciej odjechać spod domu, co też z resztą uczynili. Kana od razu władowała się na tylne siedzenie i włożyła słuchawkę do ucha.
-Słychać mnie?- Odezwał się głos Cleo u każdego w słuchawce.
-Tak głośno i wyraźnie, jak zwykle- Odparła blondynka. Droga minęła im bez większych przygód. Kana przyglądała się mijanym ludziom i innym autom. Myśl, że ci wszyscy których mijali nawet nie zdawali sobie sprawy z tego kto właśnie na ułamek sekundy przeciął ich drogę, oraz jaki mieli zamiar sprawił, że na jej ustach pojawił się lekki uśmiech. Lubiła być anonimowa.
Bank pod który podjechali nie był jednym z tych okazałych budynków, które pokazywali w filmach akcji. Mimo to Kana czuła jak serce zaczynało jej bić coraz szybciej. Do tej pory takie rzeczy widywała tylko na filmach, ewentualnie w grach ale nigdy nie sądziła, że któregoś dnia sama stanie się bohaterką jednego z takich napadów.
-Dobra, w środku jest dość spokojnie. Nie więcej niż dziesięciu petentów oraz kilku pracowników. Wejdźcie spokojnie. Dio i Lace idźcie od razu za recepcje w prawo i schodami do góry. Na końcu korytarza jest gabinet prezesa- Instrukcje były dość jasne. Kana wzięła głębszy wdech aby opanować lekko drżące ręce. Przez chwilę jej ciało wysłało nawet sygnał do tego, aby zrobić taktyczny odwrót i odpuścić, ale ona już podjęła decyzję. Nie było miejsca na wycofanie się. Wszyscy wyszli z samochodu trzaskając głośno drzwiami i ruszyli w stronę banku. Kana wyciągnęła swoją broń, ale mimo to nie wystrzeliła z niej od razu. Czekała na znak Yusaku. Nie ma co się dziwić blondynka nie wiedziała jak się w takiej sytuacji zachować. Lace, jednak się nie ograniczał. Wyciągnął broń i strzelił w powietrze kilka razy, aby zwrócić na siebie uwagę. To zmusiło i dziewczynę i pewnie Yusaku to wyciągnięcia swojej broni.
-Proszę o uwagę. Pragnę wam wszystkim pogratulować zostania zakładnikami. Tak to napad. Nie radzę, jednak kombinować ani próbować wzywać policji- Lace najwyraźniej czuł się w tej chwili jak ryba w wodzie. Kręcił się po sali wymachując bronią przed twarzami ludzi chcąc ich tym samym jeszcze bardziej nastraszyć.
-Moja koleżanka ma niezłego cela, a jej kolega...cóż jest jeszcze gorszy. Państwo sobie tutaj w spokoju poczekają, a my zrobimy co mamy zrobić i znikamy. Przy odrobinie współpracy każdy dostanie to czego chce- Zakończył swój wywód po czym kiwnął głową w stronę Dio i ruszyli tak jak Cleo im poleciła. Kana stała pewnie na nogach trzymając broń wycelowaną raz w jakąś kobietę, a potem w mężczyznę. Lawirowała tak po korytarzu upewniając się, że nikomu nic głupiego nie przyszło do głowy.
-Lace, Dio uważajcie przed wami trzech strażników. Jak chociaż jeden ucieknie wezwie resztę-Zakomunikowała Cleo sterując już widocznie kamerami na korytarzu.
Offline
Użytkownik
Kana wiedziała jak powinna się zachowywać, co mogła zrobić, a czego nie. Faktem, jednak było, że dość łatwo można było ją wybić z rytmu. Wystarczyło jedno działanie, które dość mocno wykraczało po za z góry założony przez nią plan i traciła skoncentrowanie, co też skutecznie uniemożliwiało jej podejmowanie dalszych działań. Yusaku miał rację. Gdyby nie pozwoliła na odwrócenie uwagi przez Dio teraz nie musieliby napadać na bank. Kątem oka zauważyła jak jakaś kobieta próbuje dostać się do swojej torebki, która leżała nieopodal niej. Blondynka odwróciła się szybko i strzeliła w jej torebkę, która pod wpływem siły lotu pocisku przesunęła się dalej po podłodze. W przeciwieństwie do Yusaku, Kana nie zdzierała sobie strun głosowych. Spojrzała po prostu na kobietę i machnęła w jej stronę bronią przywołując tym samym do siebie. Chwilę jej zajęło nim się podniosła z ziemi i bardzo powoli na ewidentnie drżących nogach podeszła do Kany.
-Siadaj pod kolumną- Poleciła ją i pchnęła w stronę jednej z okazałych kolumn.
-Jeżeli ktoś z was chociażby drgnie ona zginie. Będziecie mieć ją na sumieniu- Zagroziła po czym faktycznie wycelowała bronią prosto w głowę kobiety. Wiedziała jak działała psychologia tłumu. W takich chwilach niezwykle łatwo było wmówić komuś, że to wszystko jego wina, a nikt przecież nie chciałby mieć nikogo na sumieniu.
Strażnicy zaskoczeni nie stawiali większego oporu. Padali jeden po drugim jak muchy.
-Zostawiłbyś też coś dla mnie- Powiedział Lace wyraźnie zawiedziony tym, że Dio sam rozwiązał ich mały problem.
- Prosto i pierwsza w lewo i końcem korytarza- Zdradziła dalszą drogę do gabinetu prezesa, która jak się okazało była już czysta. Drzwi po odstrzeleniu zamka nie stawiały dużego oporu. Otworzyły się z hukiem a oczom chłopaków ukazał się okazały gabinet cały w drewnie wypolerowany na wysoki połysk. Na środku gabinetu stało duże i ciężkie mahoniowe biurko na blacie którego oprócz dokumentów i lampki stała również pozłacana tabliczka z imieniem i nazwiskiem prezesa. Problem był, jednak jeden rzeczonego prezesa nie było nigdzie w gabinecie.
-Ręce do góry i odłóżcie broń- Usłyszeli za swoimi plecami głos, a dźwięk odbezpieczania broni jasno wskazywał na to, że wpadli jak śliwka w kompot.
-Powoli odwrócić się- Drugie polecenie zostało wydane
-System antywirusowy mnie wyrzucił, potrzebuję chwili czasu- Odezwała się Cleo. Teraz wszystko było jasne dlaczego nie ostrzegła ich przed przybyciem gości. Kiedy Dio i Lace się odwrócili mogli dostrzec grupkę uzbrojonych mężczyzn a za nimi stał niewysoki lekko już łysiejący mężczyzna z małym brzuszkiem. To musiał być prezes, którego tak pilnie w tej chwili potrzebowali.
-Jakieś pomysły czy akcja piekło?- Odezwał się Lace gotowy do umknięcia za jakąś osłonę i rozpoczęcia strzelaniny.
Offline
Użytkownik
Lace nie wahał się ani chwili. Tak jak Dio mu kazał szybko uskoczył za niego sprawiając, iż ten chwilowo mógł stać się dla Lace żywą tarczą. Przez chwilę chłopak nasłuchiwał strzałów jakiej kolwiek reakcji strażników, ale zamiast tego usłyszał jak Dio rusza się z miejsca. Skierował więc na niego spojrzenie a to co ujrzał sprawiło, że otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Chłopak postanowił sobie zrobić małe ognisko, które dość skutecznie unieszkodliwiało ich przeciwników.
-Lace...Lace...co się tam do cholery dzieje?- Mówiła, wręcz krzyczała Cleo, która najwyraźniej nadal próbowała pokonać zabezpieczenia.
-Dość trudno mi to wyjaśnić- Odparł cicho, kiedy strażnicy zostali powaleni na ziemię. Wpatrywał się nadal w Dio i dopiero ciche skamlenie prezesa, który coś tam mamrotał o tym, że nie chce ginąć zwróciło jego uwagę.
-Wstawaj, nie mamy całego dnia- Powiedział i podszedł do tej dwójki chwytając mężczyznę za fragment jego starannie wyprasowanego eleganckiego garnituru. Poderwał go do góry zmuszając tym samym do ustania na nogach. Szybkim ruchem ręki obrócił go w stronę korytarza i przystawił koniec lufy karabinu do pleców.
-Układ jest taki. Ty zaprowadzisz nas do skrytek, grzecznie wprowadzisz kod, wejdziemy zabierzemy kilka rzeczy i wychodzimy z twojego banku. Jeżeli spróbujesz nam przeszkodzić. Zawartość twojego ciała wyląduje na ścianie- Po twarzy prezesa spływało kilka kropel potu, trzymał dłonie lekko uniesione w górze. Głos uwiązł mu w gardle, ale zdobył się na wyjąkanie cichej zgody.
-No to idziemy- Zarządził i pchnął zakładnika, który szedł przodem.
W tym czasie Kana i Yusaku o dziwo nie mieli większych problemów. Zakładnicy posłuchali ich próśb i nie odpuścili próby uratowania swoich skór. W końcu lepiej poświęcić trochę pieniędzy niż własne życie.
-Cleo jak sytuacja, gdzie oni są?- Powiedziała cicho Kana do swojej słuchawki.
-Mają prezesa i idą do skrabca- Odparła dziewczyna a w tle można było usłyszeć ciche stukanie w klawiaturę komputera.
-Mam udało mi się ominąć zabezpieczenie i...o kurwa...- Po tym tonie nie można było wywnioskować niczego dobrego. Kana rzuciła jedynie lekko zaniepokojone spojrzenie w stronę Yusaku.
-Przed bankiem stoi kilka radiowozów. Przygotujcie się na odwiedziny.- Nie było to coś co chcieli w tej chwili usłyszeć. Starcie z policją utrudniłoby powrót. Kana rozejrzała się po sali próbując szybko wykombinować jakiś plan. I wymyśliła. Podsunęła się do ściany i po niej doszła do drzwi wejściowych. Stanęła obok nadal trzymając pewnie broń w dłoni
-Wiemy, że tam jesteście. Mamy zakładników. Ilość waszych kroków wykonanych w stronę drzwi odpowiadać będzie ilości trupów jakich tutaj zastaniecie- Powiedziała stanowczym głosem.
-Trzy- Usłyszeli w słuchawkach głos Cleo, a Kana posłała trzy pociski w stronę pobliskiej ściany.
-Ona nie żartuje...- Policjanci najwyraźniej uwierzyli w tę bajeczkę a blondynka posłała lekki, ale jakże przepełniony satysfakcją uśmiech.
-Informuj nas na bieżąco jak ktoś się zbliży, albo co robią- Poleciła Cleo
Dio i Lace razem z prezesem przemieszali korytarze. Po drodze trafili na kilku strażników, który widząc, że prezes jest na celowniku z rozsądku odpuścili chęć walki co umożliwiało im obezwładnienie wroga. Dotarli do windy.
-No prezesiku to ta część historii, gdzie musisz się wykazać- Przypomniał mu Lace, a mężczyzna posłusznie wpisał odpowiedni kod, który otworzył drzwi windy. Kiedy tylko weszli do środka, drzwi zasunęły się za nimi, a winda zaczęła zjeżdżać na sam dół. Skarbiec w przeciwieństwie do tych wielkich banków nie był tak okazały, ale nie brakowało w nim skrytek. Napotkali, jednak kratę, która prezes otworzył przy pomocy odcisku swojego palca kciuka. Udało się wejść, ale to byłoby przecież za łatwe. Prezes momentalnie wyrwał się z muszki i nim ktoś zdążył zareagować dobiegł do wielkiego czerwonego guzika, który nacisnął. W całym banku rozległ się alarm.
-Kurwa...- Wyrwało się Kanie.
Offline
Użytkownik
Lace szybko zaczął się wwiercać w skrytkę, chociaż pogananie Dio wcale mu w tym nie pomagało.
-Może sam to zrobisz, a ja będę sobie dzwonić- Powiedział, ale mimo to nie oddał mu sprzętu tylko dalej wiercił dziurę, aż w końcu udało się im dostać do środka skrytki z której wyciągnęli wszystko to co ich interesowało najbardziej i spakowali do jednej torby, którą mieli przy sobie.
-Zasuwajcie na dach...robota skończona- Przekazała posłusznie Cleo, a Kana spojrzała tylko na Yusaku po czym od razu odkleiła się od ściany podchodząc do byłego dowódcy. Nadal miała wyciągnięta broń i celowała w niektórych ludzi, aby upewnić się, że ci nie zdradzą zbyt szybko faktu, że napastnicy zostawili ich samych. Kraty, które pojawiły się również stanowiły pewnego rodzaju trudnienie z którym policja musiała sobie poradzić nim wejdą do środka.
-Gazu...- Powiedziała po czym razem z Yusaku pognała w stronę schodów przeciwpożarowych prowadzących prosto na dach. Tam udało się im spotkać z pozostałą dwójką
-Wszyscy cali?- Zapytała się Kana i spojrzała najpierw na Dio upewniając się, że nic mu nie jest a zaraz potem zaszczyciła uwagą Lace, który trzymał w dłoni torbę. Kiwnął lekko w jej stronę głową. Przez jakiś czas nic się nie działo, i nawet Kana zastanawiała się jakim cudem uciekną z dachu, ale świst śmigieł oraz gwałtowny podmuch wiatru, który zaczął rozwiewać jej włosy uświadomił jej o tym jaki transport ich stąd zabierze. Jako ostatnia gramoliła się na drabinkę i przez chwilę zawisła na niej spoglądając jak pod sobą zostawia bank, oraz wszystkich zdezorientowanych policjantów, którym z resztą widok zaraz przysłonił granat dymny. Blondynka drapała się ostatecznie do śmigłowca, a kiedy była już w środku usiadła na ziemi dysząc ciężko. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Lace ze swoim lekkim uśmiechem, który odwzajemniła Kana. Te chwile lęku i niepewności teraz przerodziły się w wielką radość a w wypadku Kany chyba nawet niedowierzaniem, że to wszystko się powiodło.
Offline