
Użytkownik
Dobry humor chłopaka prysnął równie szybko co się pojawił. Wystarczył tak naprawdę jeden czynnik. Przekręcenie jego imienia, chociaż imieniem to tak naprawdę nie było.
-Przekręć jeszcze raz moje imię a wsadzę ci pięść do gardła- Odezwał się w stronę Dio. Odważne to były słowa jak na kogoś, kto własnie był świadkiem tego do czego zdolny jest chłopak. Kana pokręciła lekko głową wzdychając ciężko. Wiedziała, że ten chłopak tak naprawdę nigdy się nie zmieni i byle głupota będzie w stanie go zdenerwować. Czasami ta cecha chłopaka była niezwykle przydatna, ale w dużej mierze irytowała i utrudniała innym życie. Sam Lace za to wydawał się kompletnie nie widzieć w tym problemu. Chłopak chwycił za torbę, którą postawił na podłodze i otworzył ją pozwalając tym samym całej drużynie zajrzeć do środka. Lace nie ucieszył się zbytnio, kiedy w środku zobaczył plik jakiś papierów. On sam najchętniej by zgarnął od razu pieniądze i chciał mieć to z głowy. Nie mieli, jednak dostatecznie dużo czasu, aby uważnie przyglądać się temu co udało się im zwinąć ze skrytki. Z resztą otworzyli tak naprawdę tylko jedną.
Ich mała podniebna wyprawa ostatecznie zakończyła się szczęśliwym lądowaniem na pustej polanie, gdzie ku zdziwieniu Kany oraz Lace'a czekała już ekskluzywna limuzyna.
-Coś mi to wszystko śmierdzi- Mruknął cicho do blondynki tak, aby tylko ona to słyszała. Dziewczyna kiwnęła tylko lekko głową zgadzając się z nim. Nie mieli, jednak obecnie zbyt wielkiego wyboru. Mieli cenne papiery i potrzebowali pieniędzy. Zbyt daleko zaszli, aby teraz nagle się wycofać. Dlatego też wsiedli do limuzyny, a kiedy ta ruszyła zapanowała ponownie grobowa cisza, której nikt nie odważył się przerwać. Każdy najwyraźniej pogrążył się w swoich myślach. Kana spojrzała krótko na Dio, kiedy ten oświadczył gdzie jadą. Wszystko to było podejrzane, a jeszcze dziwniej się zrobiło, kiedy okazało się kim był rzeczony kupiec, którego udało się przekonać do zapłaty im za wykonaną robotę. Kana i Lace spojrzeli po sobie. Wiedzieli, że własnie liznęli odrobiny świata mafijnego. Świata od którego raczej woleli trzymać się z dala. Nawet dla nich był to świat zbyt brudny, aby maczać w nim paluchy. Najważniejsze w tym wszystkim były, jednak pieniądze, które w walizce ostatecznie zostały przyniesione. To wystarczyło, aby Kana czy Lace porzucili swoje chęci do zadawania miliona zbędnych pytań. Nie zmieniało to, jednak faktu, że wsłuchiwali się w rozmowę pomiędzy tą dwójką a Lace zdecydowanie próbował zapamiętać wszystkie szczegóły, których z resztą zbyt wiele nie było. Ostatecznie "audiencja" dobiegła końca, a oni zostali puszczeni wolno. Kiedy wyszli z kasyna walizka z pieniędzmi spoczęła w dłoniach dziewczyny, która zaraz przekazała łup Lace'owi.
-Wszystko fajnie, ale jak wrócimy do domu?- Zapytała się Kana zwracając uwagę wszystkich na to, że nie mieli obecnie transportu, a do ich domu pozostało kawałek drogi. Nie będą się przecież tłuc komunikacją miejską w tych kombinezonach oraz z wypchaną po brzegi walizą pieniędzy.
-Coś się na to zaradzi- Odparł Lace rozglądając się dookoła po czym podszedł do jednego samochodu i przy pomocy prostych wytrychów otworzył drzwi, a potem wyłączył alarm i połączył ze sobą jakieś kabelki dzięki którym silnik auta zawarczał cicho.
-Zapraszam- Odparł zajmując od razu miejsce kierowcy. Kana usiadła tym razem z przodu, a Lace położył na jej kolanach walizkę.
Do mieszkania wszedł pierwszy Lace a Cleo oraz Doktor od razu utkwili w nim spojrzenie.
-Gdzie wy się podziewaliście? zerwało nam połączenie Odezwała się. W chwili, kiedy wsiedli do śmigłowca i kiedy oderwali się od ziemi sygnał z ich słuchawek musiał zacząć się kłócić z radiem w śmigłowcu co skutkowało tym, że komunikacja między nimi stała się niemożliwa.
-Gdzie reszta?- Zapytał się Doktor próbując spojrzeć za chłopaka i dostrzec kogo kolwiek jeszcze
-Przykro mi...- Zaczął cicho a twarze Cleo i Doktora nagle spoważniały
-Ale przez jakiś czas nie będziemy jeść już tych paskudnych papek- Dodał odsuwając się od drzwi a przez nie weszła Kana dzierżąc w dłoniach walizkę.
-JESTEŚMY BOGACI!- Wyrwało się jej z gardła, kiedy kładła bagaż na stole. Nie czekając na nic od razu otworzyła ją i ukazała wszystkim zebranym jej zawartość. Cleo i Doktor nachylili się nad nią. Białowłosy chwycił jeden plik banknotów w dłoń i przesunął po nich palcami sprawdzając tym samym nominały.
-Udało się...- Powiedział cicho, a Kana pokiwała lekko głową. Jednak nikt nie mógł spodziewać się tego co wydarzyło się po chwili. Gwałtowny wybuch ekscytacji sprawił, iż wszyscy zaczęli tańczyć z radości w kuchni nucąc przy tym co chwila niczym mantrę zdanie "jesteśmy bogaci" Nawet Lace, który wydawał się być tym poważnym i gardzącym takimi radościami chwycił plik banknotów i zaczął go rozsypywać po kuchni niczym konfetti, a ta dziwna drużyna po prostu tańcowała oraz przytulała się w deszczu banknotów.
Offline
Użytkownik
Euforia po jakimś czasie w końcu opadła, a pieniądze, które zostały rozrzucone na ziemi pozbierane i ponownie schowane do walizki. Drużyna zasiadła przy stole wpatrując się w ich nowy nabytek.
-Co zrobimy dalej?- Zapytał się Doktor. Było to dość istotne pytanie. Jaki mają dalszy plan działania co będą robić jutro czy pojutrze. Kana mruknęła cicho i odchyliła się lekko na krześle. Miała już rozpięty do połowy kombinezon, pod którym jak się okazała miała zwykłą białą bluzkę na ramiączka, która opinała jej ciało. Blond włosy raz po raz muskały jej jasne ramiona. Czerwone oczy również były wlepione w walizkę.
-Najpierw poprawmy sobie jakość życia, potem zadbamy o odpowiednie uzbrojenie- Zdradziła pokrótce to co powinni teraz zrobić. Nie chciała już teraz snuć wielkich planów, bo ich cel wymagał cierpliwości oraz dostatecznie sporej dozy czasu.
-Jak uda się nam go dopaść, to przy okazji uda się rozmnożyć ten majątek- Wówczas każdy odbierze swoją działkę i grupa oficjalnie przestanie istnieć. Każdy rozejdzie się w swoją stronę realizując swój plan na życie. Rozmowę tę przerwał Dio, który wyszedł z łazienki. Kana skierowała na niego wzrok i posłała lekki uśmiech kiwając mu twierdząco głową.
-Tylko uważaj, aby ciebie nie podpalił- Odparł Lace, który najwyraźniej uznał, że to odpowiedni moment na poruszenie tego tematu.
-Jestem ciekaw, kiedy chciałeś nas wtajemniczyć w to, że robisz tak dziwne rzeczy?- Kontynuował a uwaga wszystkich została skupiona na blondynie.
-O...o czym ty mówisz- Mruknęła a Lace uśmiechnął się pod nosem po czym zaczął się bujać na krześle odchylając głowę lekko w tył i spoglądał na sufit.
-O tym, że nasz drogi przyjaciel potrafi sobie podpalić łapę a i przy okazji innych, ciekawe co jeszcze ukrywa- Wiadomym było, że ten fakt nie zostanie przemilczany. Dio mógł się spodziewać tego, że Lace nie przemilczy tego co widział. Nie ufał im najbardziej z tej całej grupki i wykorzysta każdą okazję, aby udowodnić, że ma rację.
-Pomyślmy, uciekł z więzienia, umie te dziwne czary-mary, łazi za nim były pracownik korpusu. Zastanówcie się czy korpus oleje kogoś takiego jak on. Wcześniej czy później sprowadzi nam ich na głowę- Nie sposób było odmówić chłopakowi racji. Jak się okazało Dio nie był pierwszym lepszym uciekinierem.
-Dodatkowo w Battle Arena Prison nie zamykają kieszonkowców- Zakończył swój wywód po czym przestał się bujać na krześle. Nie patrzył na Dio czy na Yusaku. Po prostu siedział i milczał ciekawy tego jak jego argumenty zostaną odparte. Nikt, jednak się nie odezwał. Kana, Cleo czy Doktor siedzieli w milczeniu i tylko od czasu do czasu spoglądali na siebie. Lace miał obecnie sporo racji i nikt nie był w stanie temu zaprzeczyć
Offline
Użytkownik
Nikt się najwyraźniej nie spodziewał tego nagłego wybuchu szczerości ze strony Dio. Nawet sam Lace był przygotowany na inny scenariusz. Sądził, że może wyprowadzi ich z równowagi, a może przynajmniej reszcie drużyny da to coś do myślenia. Tak się, jednak nie stało. Wszyscy wpatrywali się w blondyna, kiedy ten postanowił uchylić rąbek tajemnicy dlaczego siedział w więzieniu. Oni wszyscy jak jeden doskonale wiedzieli, że niektórzy przedstawiciele władzy nie zawsze mają po drodze ze sprawiedliwością. Idealnym przykładem był senator o którym była mowa jakiś czas temu. Człowiek, który powinien dbać o dobro miasta, wolał trzymać z jakąś szumowiną. Kiedy Dio oznajmił, że wychodzi nikt nawet nie próbował go powstrzymać. Chociaż Kana przez chwilę drgnęła i wydawało się, że chciała za nim iść, ale ostatecznie powstrzymała się. Nie wiedziała czy chłopak chciał tego, czy może faktycznie wolał pobyć sam, lub odnaleźć się w lekko innym towarzystwie.
-Może i nie mają tutaj wstępu, ale to nie oznacza, że nie wejdą. Czy nie jest tak, że jeżeli na wolności jest jakby na to nie spojrzeć przestępca i to z takimi umiejętnościami. Wątpię, że korpus się tym nie zainteresuje ostatecznie- Mruknął wzruszając lekko ramionami. Dio był jak widać wyjątkowy. Czy korpus zaryzykuje tym, że chłopak, co to potrafi na zawołanie podpalać samego siebie będzie na wolności.
-Nie mówię, że to co zrobił nie było szlachetne, ale jeżeli wówczas korpus nie chciał go słuchać, to czy teraz nie czekają tylko na jedno jego potknięcie. Z resztą ono już nastąpiło. Ten napad na bank, chociaż świetnie zorganizowany nie zwróci uwagi większej ilości osób?- Lace mówił z sensem i nikt póki co nie zamierzał mu przerywać. Chłopak dźwignął się z krzesła po czym podszedł do Yusaku i spojrzał mu prosto w oczy.
-Jeżeli ty urwałeś się z korpusu i bujasz się z przestępcą, to chyba ta organizacja nie składa się z samych prawych ludzi-
-Lace przestań...- Odezwała się w końcu Kana, ale chłopak nawet nie zwrócił na nią uwagi.
-Czy pracownicy korpusu nie mają robionych badań? czy nie przysięgacie chronić ludzi, a nie zabijać niewinnych. Co takiego zrobiłeś, że tamten mężczyzna musiał zginąć, aby przypadkiem nie wygadał się, że ciebie widział?- Na wierzch wypłynęła kolejna sprawa, o której Yusaku najwyraźniej sam nie miał zamiaru powiedzieć.
Offline
Użytkownik
-Rozumiem to Panie były dowódco. Może i sobie dowodziłeś jakimś tam oddziałem, ale to nie oznacza, że tylko ty się znasz na sposobie pracy różnych służb- Odparł chłopak nie dając najwyraźniej za wygraną. Lace, kiedy chwycił się już jednego argumentu trzymał się go do samego końca. Był po prostu cholernie uparty, oraz może nawet chwilami zbyt ostrożny.
-Nie pomyślałeś, że kiedy złoży mu wizytę to raz, drugi, może nawet trzeci odpuści faktycznie uznając, że wyjechał. Ale jeżeli załóżmy po miesiącu dalej go nie będzie, to się nie zorientuj. I teraz pozwól, że ja ci coś rozrysuję i przedstawię jeden z przebiegów wydarzeń- Odparł po czym rozsiadł się na kanapie nie tracąc, jednak kontaktu wzrokowego z Yusaku.
-Po jakimś czasie zapobiegawczo pewnie wejdą do tego domu. Zastaną wszystko w nienaruszonym stanie. To ich najpewniej zaciekawi po czym przeszukają dom i w piwnicy oprócz całego magazynu nielegalnej broni znajdą martwego człowieka, którym to jest rzeczony handlarz. Odkryją, że spora część broni została zawinięta. Zainteresują się tym bez sprzecznie. To był handlarz, sprowadzał broń i miał jej pełno w piwnicy. Pewnie wiele osób byłaby chętna, aby go okraść. Myślisz, że nie zabezpieczył się? kamery, sprzęt nagrywający? co kolwiek co by pomogło mu namierzyć ewentualnego złodzieja?- Lace miał sporo racji w swoich przewidywaniach. Trzymało się to tak samo kupy jak słowa Yusaku. Krótko mówiąc wszyscy mogli z tego wywnioskować jedno. Cała ta paczka mogła wpakować się w niezłe gówno.
-Dosyć już tych przewidywań. Co wy jesteście? wróżki- Odezwała się w końcu Kana wyraźnie znużona już tą całą dyskusją.
-Wiedzieliście, że nie będzie łatwo, kiedy zgodziliście się mi pomóc- Odparła spoglądając na wszystkich zebranych w jednym pomieszczeniu.
-W umowę nie wchodziło zadawanie się z byłym pracownikiem korpusu, oraz jego przyjacielem- Chociaż ta wypowiedź mogła wydawać się być na swój sposób nie miła, to w rzeczywistości chłopak nie miał niczego złego na myśli. Faktycznie umowa między nimi była inna i nie obejmowała tej dwójki.
-To fakt- Zgodziła się blondynka.
-Nie mniej jak widać sytuacja się skomplikowała, ale nasza umowa się nie zmieniła. Yusaku- Skierowała się teraz w stronę mężczyzny i tym razem to ona spojrzała mu w oczy.
-Pomogliście nam, więc my pomożemy wam. Jedyne co jestem w stanie zapewnić to miejsce do chwilowego zamieszkania. Wiedz jednak, że w chwili kiedy korpus, światowa armia, czy kto kolwiek inny was namierzy. My umywamy od tego ręce- Nie znali się za dobrze. Nic więc też dziwnego, że decyzja zapadła taka a nie inna. W końcu kto normalny poświęcałby się dla obcych ludzi, szczególnie w chwili kiedy cena za to poświęcenie była zbyt wysoka.
-Wszyscy zginiemy- Odparł Lace rozciągając się na kanapie włączając telewizor. Dyskusja została już zakończona.
Offline
Użytkownik
Nikt nie spodziewał się chyba takiego biegu wydarzeń. Doktor i Cleo popatrzyli na siebie i równocześnie westchnęli cicho. Jedyny Lace wydawał się kompletnie nie przejmować tym wszystkim co działo się dookoła. Na jego twarzy można było nawet dostrzec swego rodzaju satysfakcje, że ostatecznie postawił na swoim. Kana stała w milczeniu wpatrując się w ziemię. Dopiero wzrok Yusaku przywołał ją na ziemię. Drgnęła więc lekko po czym ruszyła z miejsca wchodząc do swojego pokoju.
-Jesteś dupkiem Lace- Odparła Cleo a chłopak wychylił się lekko zza kanapy, aby rzucić dziewczynie pytające spojrzenie. Ta oderwała się od swojej technologi i również spojrzała na niego. Każdy raczej wiedział, że chwila w której Cleo postanawiała na chwilę wyjść ze swojego wirtualnego świata był wyjątkowa, a za tym szły na pewno określone emocje.
-Wykorzystujesz sytuację w jakiej jesteśmy. Wiesz, że ona nas potrzebuje więc nie stanie przeciwko nam- Kana nie wydawała się mieć mocnego charakteru, nie miała również cech przywódcy, który umiałby opanować to wszystko. A może po prostu to wszystko musiała zakopać głęboko w sobie, aby móc dotrzeć do celu który sobie wyznaczyła. Potrzebowała do tego mniej lub bardziej ogarniętych towarzyszy, a gdyby pozwoliła sobie na ich stracenie równie dobrze sama mogłaby rzucić się z pobliskiego mostu.
-To moja wina, że jest słaba? Zemsta jest przywilejem, który posiadają tylko nieliczni. Nawet tego nie dostała od życia- Lace chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tej chwili Cleo do niego podeszłą i zdzieliła go prosto w twarz. Głośny plask rozniósł się po ścianach domu. Głowa chłopaka odchyliła się lekko w bok a na jego policzku zaczynało powoli kwitnąć zaczerwienienie. Doktor otworzył szerzej oczy chociaż na ustach pojawił się uśmiech satysfakcji oraz swego rodzaju rozczarowania, że nie on był tym, który otrzymał tę przyjemność.
-Właśnie...nawet tego- Odezwała się w końcu dysząc ciężko po czym jak gdyby nigdy nic odwróciła się na pięcie i wróciła do kuchni zbierając swój telefon i laptop po czym poszła do siebie do pokoju trzaskając drzwiami. W pokoju zapadła dziwna i dość niezręczna cisza, którą w końcu przerwał Doktor cichym chrząknięciem.
-Od początku wiedziałem, że jesteś chujem, ale nie sądziłem, że aż tak wielkim- Dodał swoje pięć groszy do inwektyw rzuconych w stronę Lace'a po czym sam zniknął w czeluściach swojego pokoju. A Lace widocznie lekko przeciążony ilością pretensji rzuconych w jego stronę po prostu wyszedł z mieszkania. W tym czasie wróciła Kana dzierżąc w dłoniach czapkę Dio. Nie wydawała się zdziwiona tak nagłym zniknięciem pozostałych z salonu, a to świadczyło z tym, że musiała wszystko słyszeć. Spojrzała na Yusaku i uśmiechnęła się mimo wszystko lekko w jego stronę i wyciągnęła w jego stronę czapkę.
-Wybacz, trochę to trwało bo wrzuciłam ją gdzieś- Uśmiech na jej ustach chociaż niezmiennie tkwił to było w nim coś dziwnie rozpaczliwego. Wydawał się być ostatnią deską ratunku dla niej. Czymś co nie pozwoliłoby się jej odpuścić.
Offline
Użytkownik
Zaczynało się już ściemniać, a po chwili całe miasto rozjaśniało zapalającymi się po kolei lampami ulicznymi, które oświetlały przechodnią chodniki. Każdy szedł w swoją stronę, ludzie mijali się obojętnie nie spoglądając na siebie nawet przez krótki ułamek sekundy. Nikt nie wydawał się nie chcieć nawet wyjść ze swojego świata, aby zatrzymać się i rozejrzeć dookoła. Kiedy Dio tak szedł chodnikami dotarł w końcu do skateparku, który o tej godzinie ział pustkami. W końcu przy tak marnym świetle mało kto chciałby się bawić. Z oddali, jednak można było usłyszeć wyraźnie dźwięk kółek, które kręciły się po betonie. Nie potrzeba było jakoś wyjątkowo wysilać wzroku, aby dostrzec osobę, która była odpowiedzialna za to hałasowanie. Blond rozwiane włosy z różowym pasemkiem rzucały się od razu w oczy. To Kana śmigała na deskorolce wykonując co jakiś czas różne akrobacje. Na uszach miała typowo słuchawki z których najpewniej jak zwykle sączyła się muzyka. Dziewczyna widocznie miała w mieście jeszcze trochę miejsc do których uciekała, kiedy miała dosyć pewnych rzeczy, oraz kiedy potrzebowała wyzbyć się wszystkich złych emocji. Jeżeli Dio postanowił podejść odrobinę bliżej mógł dostrzec na jej dłoniach, nogach kilka zadrapań, które musiały świadczyć o tym, że zdążyła się już kilka razy wyłożyć i zaryć skóra o chropowatą strukturę betonu. Nie wydawała się, jednak tym przejmować.
W końcu zatrzymała się na jednym brzegu rampy i uderzyła stopą na brzeg deski, która posłusznie podskoczyła do góry i wylądowała w jej dłoni. Dyszała ciężko co raczej nie było powodem wysiłku. W końcu jeżeli umiała tyle sztuczek musiała robić to dość regularnie. W końcu czerwone tęczówki spoczęły na chłopaku, którego od razu rozpoznała. Uchyliła przez chwilę usta chcąc może coś do niego powiedzieć. Ciało również drgnęło chcąc wykonać jakiś ruch, ale po raz kolejny zostało powstrzymane przed tym. Zamiast tego po prostu wróciła do jeżdżenia. Nie wiedziała czy chłopak był w nastroju na rozmowy, czy z nią by porozmawiał. Nie chciała się narzucać.
Offline
Użytkownik
Kana przez jakiś czas po prostu jeździła z jednego końca rampy do drugiego. Nie ignorowała obecności chłopaka, nawet czasami kilka razy się do niego uśmiechnęła, chociaż jej samej do śmiechu było daleko. Nie zmieniało to, jednak faktu cała ta sytuacja zaczynała powoli ocierać się o swego rodzaju absurd i blondynka z każdą kolejną sztuczką zdawała sobie z tego sprawę. Ostatecznie wylądowała przy Dio i usiadła obok niego machając również nogami. Zdarte kolana nie wyglądały najlepiej, najpewniej też piekły ją, a pojedyncze i małe stróżki krwi spływały po jej nogach, aby ostatecznie zaschnąć.
-Dość trudno z tobą porozmawiać jak się nie wie jaki temat jest bezpieczny- Zaczęła cicho po czym po prostu przechyliła tułów do tyłu i położyła się układając dłonie na swoim brzuchu. Wpatrywała się w niebo na którym oprócz ciemności nie było nic. Światła latarń skutecznie uniemożliwiały gwiazdom przebicie się przez mrok.
-A jeszcze trudniej ciebie rozgryźć. Na chwilę się unosisz, ale zaraz potem wyglądasz tak jakby nic się nie stało- Dio był dla niej obecnie zagadką, której nie potrafiła rozwiązać. A przecież spędziła już trochę czasu z dziwnymi ludźmi. Nawet Lace chociaż bez sprzecznie wkurzający nie był zbyt skomplikowany w obsłudze. Kana już dawno zrozumiała jego osobowość oraz to co nim kierowało, chociaż sama się z tym nie zgadzała.
-Lace...- Zaczęła w końcu po chwili milczenia
-Często dużo mówi, ale rzadko jego słowa zgadzają się z tym co myśli reszta. A już na pewno jego słowa nie znajdują odzwierciedlenia w moich myślach- Kana nie chciała ich oceniać i nie robiła tego. Podchodziła nieufnie, ale mimo to wydawała się chcieć ich poznać, aby upewnić się czy są godni zaufania.
-Nie mam i nie miałam zamiaru oceniać ani ciebie ani Yusaku. Życie różnie się układa i musimy podjąć różne decyzje nie zawsze dobre coś o tym wiem- Odparła po czym spojrzała kątem oka na chłopaka i westchnęła cicho.
-Nie wybrałam sobie takiej ścieżki. W planach miało wyglądać to zupełnie inaczej- Nie wiedziała czemu mu to mówiła. Może po prostu miała potrzebę wygadania się komuś, a może czuła się zobowiązana do zdradzenia kilku szczegółów ze swojego życia.
-Urodziłam się w bidulu, a przynajmniej tak mówię bo pierwsze wspomnienia jakie mam pochodzą właśnie z tego miejsca. Niestety nie miałam szczęścia do adopcji. Co chwila, albo brak środków na utrzymanie dziecka, albo przeprowadzka, albo kolejne dziecko, albo nie spełniałam oczekiwań. Przechodziłam z ręki do ręki, a kiedy myślałam, że już trafiłam na ten jedyny dom...historia zaczynała się od nowa. Ostatecznie zawsze wracałam do tego samego miejsca- Urwała na chwilę, aby wziąć głębszy wdech.
-Wtedy poznałam Ayu. Stałyśmy się nierozłączne niczym siostry. Kiedy dorosłyśmy musiałyśmy odejść z bidula i zacząć żyć same. I wiesz co udawało się nam to. Nie było łatwo, ale miałyśmy swój kąt- Na ustach blondynki pojawił się lekki uśmiech a w czerwonych tęczówkach zatańczyło kilka iskierek radości.
-Reiji, jednak upodobał sobie Ayu uznał, że albo będzie jego, albo nikogo. Którejś nocy włamał się do naszego domu ze swoimi zbirami. Kiedy mu odmówiła, zgwałcił ją a potem zabił- Zakończyła po czym przeniosła się do pozycji siedzącej i spuściła wzrok spoglądając na swoją deskę, która leżała obok.
-Kolejna osoba odeszła, a ja nie mogłam nic zrobić, po raz kolejny. Znowu zostałam sama bezwartościowa, z uczuciem, że jestem nie warta miłości, za słaba aby to wszystko zakończyć. Postawiłam więc wszystko na jedną kartę. Tamtej nocy spaliłam ruderę w której mieszkałyśmy, a tym samym spaliłam wszystkie mosty za sobą. A Reiji stał się moim celem. Wiedziałam, że aby go dopaść nie mogę mieć żadnych skrupułów. Więc wylądowałam tu gdzie jestem- Zakończyła swój wywód. Pozwoliła, aby na chwile zapanowała cisza przerywana warkotem silników aut.
-Już wiesz dlaczego po tej przygodzie oddam się w ręce policji. Tylko ta wściekłość nadal mnie tu trzyma, nie pozwala odpuścić. Kiedy znajdzie ujście nie zostanie już nic. Wtedy stanę się człowiekiem, który nie będzie miał już zupełnie nic do stracenia- Historia dobiegła końca, a wraz z nią zostało dość jasno wyjaśnione cele dziewczyny.
Offline
Użytkownik
Kana wysłuchała w milczeniu historii chłopaka. Zawsze była to już jakaś nić dialogu, której chyba zabrakło im gdzieś na samym początku.
-Może trochę pociesza- Odparła i mimo wszystko uśmiechnęła się lekko w jego stronę. Nie kłamała ani nie próbowała być zabawna w tej chwili. Fakt, że Dio spędził czas w podobnym miejscu co ona sprawiało, że mimo wszystko poczuła się trochę lepiej.
-Może to głupie, ale naprawdę mi trochę lepiej, kiedy wiem, że chociaż przez jakąś część życia spędziłeś czas w tym samym miejscu co ja. Cleo, Lace czy Doktorek...oni chociaż wiedzą nigdy nie zrozumieją. Wszyscy mają rodziny, ale wybrali inną drogę. Nie rozumiem jak można porzucić rodzinę, coś tak cennego na rzecz czarnych interesów- Ona oraz jej drużyna to były różne światy. Teraz Dio mógł dostrzec jak różne. Dziewczyna pewnie dusiła w sobie przez cały czas to wszystko. Nawet jeżeli opowiadała im jakieś fragmenty ze swojego życia najpewniej nigdy nie spotykała się ze zrozumieniem.
-Wiem, ale trudno zaufać. Tamta trójka została nie raz i nie dwa wystawiona, ostatni raz dość dotkliwie. W moim życiu pełno było słów typu "nic nas nie rozłączy" a zawsze kończyło się tak samo. Ludzie kłamią i stało się to po prostu rzeczą oczywistą- A tym samym każdy był traktowany jak wróg, który jedyne co chciał zrobić to im zaszkodzić. Nie było to dobre podejście, ale wytworzyli sobie taki system ochronny, który miał sprawić, że nie będą więcej cierpieć.
Kana nie spodziewała się jednak tego, że chłopak tak gwałtownie zareaguje na wieść o tym czego Reiji się dopuszczał. Blondynka obserwowała go z lekkim zdziwieniem, ale mimo to nic nie mówiła. Nauczona już trudnym doświadczeniem nie chciała dopytywać. Mozę Dio, któregoś dnia sam jej powie.
-Traktuje tak wszystkich, kobiety, dzieci, zwierzęta czy swoich podwładnych. Typowy człowiek pijany władzą, któremu wydaje się, że może wszystko- Z tego co Kana mówiła ten człowiek był szumowiną, której do człowieka najwyraźniej było daleko.
-A co ja mam? na chwilę obecną. Grupkę znajomych, o których wiem nie wiele. Nawet nie znam ich imion, oraz trochę pieniędzy. Ale to wszystko się skończy. Każdy pójdzie w swoją stronę a ja znowu zostanę sama- Pieniądze jej szczęścia nie dadzą. Nie chodziło jej o zysk materialny. Jej celem była tylko zemsta i nie widziała niczego innego po za nią. W końcu kątem oka dostrzegła jak jego włosy rozplątują się co spowodowało, że zaśmiała się cicho.
-Czyżby zapoznana dama nie miała na tyle zwinnych rączek- Mruknęła złośliwie, ale ostatecznie dźwignęła się z miejsca i uklęknęła za chłopakiem chwytając w dłonie pasma jego włosów, aby zacząć powoli, ale dokładnie i dość mocno splatać je ponownie w mocny warkocz.
-Jesteś w porządku Dio- Powiedziała w końcu po chwili ciszy.
Offline
Użytkownik
Od początku ich znajomości dziewczyna przywykła już do tego, że nie znali jej imienia. Teraz, jednak to się zmieniło. Tak poważne rozmowy wynosiły znajomość na odrobinę inny poziom. Na poziom w którym zaczynało czuć się dziwny dyskomfort w chwili, kiedy rozmówca używał różnych zamienników.
-Emm...Kana...mam na imię Kana- Odparła w końcu i uśmiechnęła się lekko. Kiedy warkocz został finalnie zapleciony dziewczyna chwyciła jeszcze tylko gumkę, którą związała mocno swoje dzieło upewniając się przy tym, że tym razem chłopakowi włosy nie sprawią problemów.
-No...powinno się trzymać- Odparła i ponownie usiadła obok chłopaka. Wzmianka o randce sprawiła, że Kana parsknęła cichym śmiechem, który dość szybko został stłumiony. Przez chwilę sądziła, że to jakiś żart, który Dio wymyślił na szybko, ale kiedy padła oficjalna propozycja dziewczyna momentalnie spoważniała i również spojrzała na chłopaka. Wpatrywała się w jego błękitne oczy przez moment, aby ostatecznie odwrócić wzrok.
-Tym razem? a to były inne razy, kiedy próbowałeś mnie gdzieś zaprosić?- Próbowała obrócić to w żart, chociaż na jej twarzy dało się zauważyć wyraźne zmieszanie. Najwyraźniej po raz pierwszy została postawiona w takiej sytuacji.
-Emm cóż...w sumie możemy gdzieś pójść- Odpowiedziała w końcu. Podniosła się z ziemi i chwyciła pewniej w dłoń deskorolkę na której jeszcze przed chwilą jeździła.
-Ciekawa jestem, jednak jak sobie poradzisz. Nie zdążyłeś chyba zagłębić się w pisemka dla kobiet?- Umiała być delikatnie złośliwa i wyciągała te karty w idealnym do tego momencie.
-Uprzedzam, jeżeli chcesz mnie zabrać do kasyna to jestem spłukana- Dodała szybko chwytając za kieszenie swoich spodni i wywijając je na lewą stronę. Faktem było, że żadnych pieniędzy tam nie było. Na ziemię upadł zaledwie papierek po starej gumie do żucia. Było to dość zabawne. W domu znajdowała się pełna waliza pieniędzy, a Kana nie pomyślała o tym, aby coś z tego zabrać. Najwyraźniej przeznaczenie tych pieniędzy zostało już z góry jasno określone.
Offline
Użytkownik
Blondynka drgnęła lekko kiedy poczuła ciepły uścisk jego dłoni. Serce załomotało jej mocniej w piersi. Na policzki wszedł delikatny rumieniec, który zwiększył się w chwili, kiedy Dio przysunął się bliżej do niej. Taniec, który został wykonany jak się okazało był dla dziewczyny dość sporym wyzwaniem. Co jakiś czas deptała chłopaka po stopach, gubiła ten niesłyszalny rytm, oraz chwilami stawała się dość trudną partnerką do prowadzenia. Nie trudno było się domyślić, że Kana w swoim życiu raczej nie miała okazji do tańczenia z mężczyzną. Mimo to na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Uniosła lekko głowę w górę, aby spojrzeć na chłopaka, który wydawał się wyjątkowo zadowolony z takiego obrotu spraw.
-Kiedy chciał mnie zaprosić-Przemknęła po jej głowie myśl, która dość szybko została rozwiana. Ciało dziewczyny zostało lekko szarpnięte i już szła za Dio w kierunku, który tylko on znał. Przeciskali się przez ludzi, zderzając się czasami z nimi zaburzając tym samym ich światy. Na swój sposób ich wyklinania i groźby były krzepiące. Dziewczyna nie czuła się już tak niewidzialna. Ktoś ją dostrzegał, w jakiś sposób miała realny wpływ na otoczenie. Ich wycieczka zakończyła się pod kinem, gdzie Dio postanowił ufundować im nie tylko bilety, ale jak się potem okazało czyjeś zamówione jedzenie. Nim, jednak sprzedawca czy klienty, który nie zdążył w dłonie pochwycić swojego zamówienia ich dogonili oni już gnali do sali w której rozsiedli się na fotelach czekając na rozpoczęcie filmu. Blondynka nie spodziewała się bajki, ale musiała przyznać, że było to na swój sposób oryginalne. Nastawiała się na jakąś komedię romantyczną, albo horror czy inny oklepany gatunek filmowy jaki był przeważnie wybierany. Zerkała co jakiś czas na Dio, który siedział obok niej i wydawał się czerpać nie mniej przyjemności niż małe dziecko, które by oglądało swoją ulubioną bajkę. Po skończonym filmie wyszli z kina, a wtedy Dio oznajmił, że to nie koniec atrakcji. Ponownie ruszyli przed siebie, aż doszli w końcu do bram wesołego miasteczka. Różnokolorowe światełka rozświetlały mroki nocy, głośna i dość specyficzny muzyka sączyła się z głośników, a w powietrzu unosił się zapach popcornu, waty cukrowej oraz prażonych orzeszków. Małe dzieci biegał pod nogami krzycząc rozbawione. Dio również nie miał zamiaru się tylko przyglądać. Dość szybko zlokalizował dla nich odpowiednią rozrywkę jaką były krzywe lustra. Podziwianie swojej sylwetki, która stawała się nienaturalnie gruba i niska, lub odwrotnie wysoka i chuda było dość zabawne. Niedługo po tym pluszowy miś wylądował w jej dłoniach. Prezent, który został wygrany.
-Dziękuję- Powiedziała cicho utkwiwszy spojrzenie w pluszaku. Pewnie miała zabawki, kiedy trafiała do różnych rodziny, ale one wszystkie przepadały w chwili, kiedy wracała do dobrze znanego jej miejsca. W pewien sposób było to dla niej coś nowego. Otrzymać coś co będzie mogło zostać z nią na zawsze i nikt jej tego nie odbierze.
Noc upływała im na zabawie, rozrywki wydawały się nie kończyć, aż w końcu kiedy obydwoje byli już trochę zmęczeni adrenaliną Dio postanowił postawić na coś spokojniejszego. Diabelski młyn, który unosił się wysoko ukazując tym samym panoramę miasta. Siedli więc do jednej z kapsuł i przez chwilę siedzieli w milczeniu, a przynajmniej tak było do momentu, aż młyn ruszył. Wówczas Dio postanowił się odezwać i zapytać się o wrażenia. Kana oderwała wzrok od szyby i od podziwiania budynków, ludzi oraz innych rzeczy, które stawały się nagle tak malutkie i nieistotne.
-Muszę przyznać...- Odezwała się uśmiechając się lekko.
-Umiesz się zabawić i pomysłów ci nie brak- Nie bardzo wiedziała co się mówiło w takich chwilach. Zamachała lekko nogami szurając tym samym podeszwami butów o ziemię po czym spuściła głowę.
-Tak szczerze powiedziawszy to chyba pierwszy tak przyjemny wieczór od jakiegoś czasu- Biorąc pod uwagę jak jej znajomi byli zdystansowani raczej nie spędzali ze sobą zbyt wiele czasu oprócz tych chwil, kiedy musieli razem współpracować.
-Dzięki- Dodała po chwilce milczenia i uniosła lekko głowę spoglądając mu w oczy. Przez chwilę przez głowę przebiegła jej myśl, że może w swoich kalkulacjach popełniła gdzieś błąd. Może porażki wcale nie oznaczały wiecznego nieszczęścia.
Offline
Użytkownik
Każda nawet najmilsza chwila w życiu musi dobiec ostatecznie do końca. Naturalnie w wypadku Dio nie mogło być to normalne zakończenie. Po raz kolejny musieli umykać przed najwyraźniej chętnym jegomościem do wszczęcia jakiejś burdy. Dobrze, że Kana i Dio byli dość szybcy i sprawni więc szybka ewakuacja nie sprawiała im żadnych problemów. Szli spokojnie obok siebie. Blondynka taszczyła w dłoniach misia oraz swoją deskorolkę. Co jakiś czas spoglądała w stronę Dio a przez jej głowę przebiegały różne, czasami niezbyt mądre myśli. Ale chyba mogła sobie w tej sytuacji na to pozwolić
Dotarcie pod ponury blok w którym obecnie mieszkała Kana nie zajęło im wcale dużo czasu. Dziewczyna nawet przez chwilę zdawała się być w lekkim szoku jak szybko ta droga im upłynęła. Zdała sobie również sprawę z tego, że gdyby nie pełen dom innych ludzi mogłaby chłopaka chociaż na chwilę zaprosić, aby jeszcze porozmawiać. Wiedziała jednak, że prywatność u niej w domu to pojęcie względne i bardzo ruchome. Dlatego też musiała zadowolić się tym co już dostała. Chłopak w zanadrzu miał jednak jeszcze jedną niespodziankę. Kana drgnęła lekko kiedy ten zaczął się nad nią nachylać. Przez chwilę spanikowała nie wiedząc jak się zachować. Ostatecznie, kiedy pocałunek spoczął na jej czole blondynka odetchnęła w duchu z ulgą, ale na jej twarzy i tak pojawił się lekki rumieniec.
-Dio...zaczekaj- Odezwała się kiedy ten się odwrócił i zaczął odchodzić. Kana wyciągnęła z kieszeni spodni jakiś stary model telefonu i zaczęła w niego coś wpisywać.
-Masz gdybyś chciał się spotkać, lub po prostu porozmawiać- Powiedziała podając mu telefon na ekranie którego można było dostrzec ciąg liczb. Był to najpewniej jej numer telefonu, a więc i Kana najpewniej nie chciała zrywać z nim kontaktu. Uśmiechnęła się jedynie do chłopaka po czym sama zbliżyła się do niego i wspięła się odrobinę na palce, aby szybko pocałować go w policzek po czym niczym wystraszone zwierzę czmychnęła prosto do budynku. Jak zwykle nikt na nią nie czekał, być może nikt nawet nie zauważył jej nieobecności, ale obecnie nie było to ważne. Blondynka udała się prosto do swojego pokoju, gdzie położyła misia na stoliku nocnym a sama ułożyła się do łóżka przymykając oczy. Sen nie trwał długo, tak naprawdę sama nie wiedziała ile czasu udało się jej spać, gdyż nagle obudził ją dziwny zapach spalenizny. Nie uchylała oczu. Uznała, że może Lace zabrał się za gotowanie, ale kiedy zaczynało się jej robić dziwnie gorąco drgnęła lekko i uchyliła oczy. Jej pokój pełen był dymu. Poderwała się momentalnie na równe nogi po czym podbiegła do drzwi pokoju otwierając je. Na korytarzu zauważyła już doktora i Cleo, którzy biegali panicznie w różne strony.
-Podpalono nas, musimy szybko spakować...- Urwał bo Kana uniosła rękę przerywając mu.
-Bierzcie broń i hajs. Bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy- Zarządziła po czym sama wbiegła ponownie do swojego pokoju chwytając misia, zdjęcie oraz swój dziennik w którym zapisywała niemal wszystko. Zdjęcie zgięła kilka razy i włożyła do kieszeni. Wybiegła z pokoju gdzie spotkała się z Cleo i Doktorem, którzy trzymali w dłoniach torbę z bronią oraz walizkę z pieniędzmi. Cała trójka wybiegła z mieszkania schodząc po schodach i kaszląc od gryzącego dymu, który wraz z rozprzestrzenianiem się ognia zaczynał odcinać im dopływ do tlenu. Strach pomyśleć co by było gdyby obudzili się później, albo gdyby w ogóle się nie obudzili.
Cała trójka wyleciała z budynku i zaczerpnęła głębszy wdech. W tym samym momencie pod dom przyszedł Lace, który zmrużył lekko oczy.
-To ostrzeżenie...- Mruknęła Kana. Chociaż mieli dostatecznie dużo przy sobie, aby kupić coś nowego, to niestety w budynku został cały sprzęt którego nie mogli już uratować.
-Chodźcie bo zaraz gapie się zlecą i przyjedzie straż. Lepiej, aby nie spotkali grupki ludzi z walizką pełną pieniędzy i torbą z bronią- Odezwał się chłopaka a cała reszta mu przytaknęła i czym prędzej ruszyli przed siebie jak gdyby nigdy nic udając, że są normalną grupą.
Ostatecznie trafili do parku, gdzie zajęli jedną z ławek. Blondynka usiadła na walizce uniemożliwiając tym samym ewentualnym złodziejom kradzieży.
-I co teraz?- Zapytała się Cleo po chwili milczenia.
-Mamy dość, aby coś nowego kupić- Odparła i wzruszyła lekko ramionami.
-Cały sprzęt, mapy...wszystko tam zostało- To było coś co faktycznie stwarzało problem. Zakup nowego sprzętu był cholernie drogi i czy starczy im na to wszystko. Trudno było powiedzieć.
- A resztę nocy gdzie prześpimy. Dość głupio byłoby spać w parku z taką ilością gotówki?- Zauważył słusznie, a blondynka wzruszyła jedynie lekko ramionami. Nie miała obecnie żadnego pomysłu. Mieszkania poszukają rano, ale teraz...musieli jakoś przetrwać tę noc.
Offline
Użytkownik
Kana siedziała z grupką na ławce. Lace kręcił się w kółko i każdy próbował wykombinować jakiś mniej lub bardziej sensowny plan działania.
-Jakieś pomysły?- Ponaglił wszystkich chłopak a blondynka uniosła lekko dłoń uciszając go tym samym.
-Przymknij się na chwilę i daj pomyśleć- Odparła zagłębiając się ponownie w snucie tego planu idealnego. Po raz kolejny, jednak zostało jej to przerwane. Dźwięk dzwonka jej telefonu przerwał nocną ciszę oraz zwrócił uwagę pozostałych. Kana sięgnęła do kieszeni i wyjęła komórkę zerkając na ekran. Krótkim wzruszeniem ramion dała do zrozumienia, że nie ma pojęcia kto dzwoni, ale mimo to odebrała.
-Dio?- Mruknęła cicho, kiedy usłyszała jego głos. Nie zdążyła, jednak powiedzieć nic więcej bo chłopak podał jej jedynie szybko adres pod który mieli się udać.
-Ponoć wie jak nam pomóc i mamy iść na Royal Street 84- Mruknęła dziewczyna chowając telefon. Wstała z ławki i chwyciła w dłoń walizkę po czym spojrzała na Doktorka i Cleo, którzy podobnie jak ona wstała.
-Nie, nie, nie...ledwo się ich pozbyliśmy...- Lace jak zwykle musiał mieć jakieś "ale" tym razem Kana nie miała najmniejszego zamiaru wchodzić z nim w dyskusję.
-Jak tam sobie chcesz. Możesz spać pod mostem- Odparła po czym ruszyła przed siebie prosto w stronę podanego adresu przez chłopaka. Lace ostatecznie powlókł się za nimi, gdyż wizja spania pod mostem nawet dla niego nie było zbyt zachęcająca.
-Musimy skręcić w lewo- Cleo nawigowała całą tę grupkę przy pomocy swojego telefonu, a Doktor wydawał się być wyraźnie zamyślony.
-Czy to nie jest ta dzielnica bogatych? Cleo kręciłaś się tam przecież swego czasu- Zauważył słusznie chłopak a wszyscy spojrzeli na siebie znacząco. Faktycznie Royal Street było przeznaczone dla tych wszystkich grubych ryb, które kąpały się w pieniądzach. Oni wszyscy, oprócz Cleo nigdy nie postawili nawet swojej nogi na tej dzielnicy. Najwyraźniej kiedyś musiał być ten pierwszy raz.
Dotarcie na miejsce trochę im zajęło, gdyż Lace po drodze zmieniał kilka razy zdanie, ale ostatecznie i jego udało się zaciągnąć.
-To chyba tu- Mruknęła wskazując na swój telefon, który jasno dawał do zrozumienia, że dotarli na miejsce.
Ostatnio edytowany przez Kana Nakamura (2020-11-24 23:07:23)
Offline
Użytkownik
Kana drgnęła lekko, kiedy dostrzegła Dio w towarzystwie jakiejś innej kobiety. Lekkie ukłucie w żołądku zatrzymało ją w miejscu, ale ostatecznie uznała, że to przecież idiotyczne. Dlatego też razem z resztą podeszła do tej dwójki. Kana uśmiechnęła się w stronę dziewczyny a zaraz potem w stronę Dio. W dłoniach nadal oprócz walizki trzymała pluszowego misia. Kultura dziewczyny spowodowała, że wszyscy spojrzeli po sobie pytająco nie bardzo wiedząc jak mieliby się zachować.
-Emmm...cześć- Odezwała się w końcu blondynka i uniosła lekko dłoń w geście powitania. Byli dość nieokrzesani, zdecydowanie brakowało im dobrych manier, ale z drugiej strony nikt nigdy od nich tego nie oczekiwał. Dlatego też uznali, że tego typu zachowania nie będą im zbyt potrzebne.
-"proszę za mną"- Przedrzeźniał kobietę Lace, kiedy cała drużyna ruszyła za nią.
-Nadęta nowobogacka dziunia...- Chłopak najwyraźniej nie mógł powstrzymać się nawet na pięć minut przed ujawnieniem swoich myśli. On nazywał to szczerością, cała reszta zwykłym chamstwem, ale każdy już do tego w pewien sposób przywykł. Kobieta zaprowadziła ich do jednego z apartamentów, który kiedy otworzyły się tylko drzwi okazał się być olbrzymi co ewidentnie zrobiło wrażenie na całej reszcie. Wszyscy weszli do środka rozglądając się uważnie dookoła.
-Zostaniemy tutaj góra kilka dni, aż nie znajdziemy czegoś dla siebie- Zapewniła Kana. Chociaż było to uprzejme ze strony kobiety, to dziwne kłucie w jej żołądku nie chciało odpuścić. Co gorsza wydawało się jej, że z każdą kolejną sekundą stawało się coraz bardziej uciążliwe, a rąbek tajemnicy, który został uchylony przez Yoko wcale w tym nie pomagał.
-Z każdą robi ten numer?- Przebiegło przez jej głowę, ale szybko pozbyła się tej myśli.
-Dziękujemy, to dużo znaczy- Odezwał się w końcu Doktor zasiadając na jednym z krzeseł.
-I tak wszyscy umrzemy- Pocieszył wszystkich Lace, który już władował się na kanapę i włączył telewizor. Nawet nie zauważył, że z małego telewizorka przenieśli się na prawdziwą plazmę.
-Lace jest specyficzny, nie ma sensu się nim przejmować- Odparła Kana i mimo wszystko uśmiechnęła się lekko w ich stronę.
Offline
Użytkownik
Blondynka nie chciała zastanawiać się dłużej nad emocjami, które nagle się w niej pojawiły. Oznajmiła krótko wszystkim, że idzie spać po czym weszła do pierwszego lepszego pokoju. Na szafce położyła misia oraz swój notatnik. Przez chwilę wpatrywała się w pluszaka i westchnęła cicho.
-Weź się ogarnij. Nie możesz dać się ponieść. Skup się...- Mruknęła sama do siebie po czym legła na łóżku. Jednak sen nie przyszedł do niej tak szybko jakby tego chciała. Przez długi czas jeszcze kręciła się w łóżku rozmyślając o innych rzeczach. Ostatecznie zasnęła.
Dzień tej grupki zaczął się wyjątkowo wcześnie. Wszyscy wstali bez większych problemów, a po zjedzeniu szybkiego śniadania padła decyzja o tym, że czas trochę potrenować. Kana związała włosy w wysokiego kucyka i wyszła z całą resztą przed mieszkanie stając na zielonym równo przystrzyżonym trawniku.
-Dobra drużyna, zróbmy kilka okrążeń- Zarządziła i wszyscy faktycznie zaczęli biegać dookoła rozgrzewając się tym samym. Chociaż Lace wydawał się brać te ćwiczenia dość poważnie. Za każdym razem próbował wyprzedzić Kanę, a kiedy tylko miał okazję szturchał ją lekko już odpychał na bok.
-Hej...o co ci chodzi?- Zapytała się w końcu stając w miejscu. Lace również stanął w miejscu. Stał przez chwilę plecami do niej a na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
-Ty już wiesz o co- Odezwał się odwracając się w jej stronę.
-Wybacz ale nie wiem, więc może mnie oświecisz- Atmosfera zaczęła gęstnieć z każdą kolejną chwilą. Cleo i Doktor spojrzeli tylko na siebie czując wiszącą w powietrzu katastrofę.
-Nowy pluszak? nie za duża jesteś na zabawki?- Kana drgnęła lekko a jej źrenice zwęziły się odrobinę. Czy Lace ich widział, czy był świadkiem ich spotkania. Nie chciała o tym wspominać bo wiedziała z jaką reakcją ze strony chłopaka to się spotka. Dolewanie oliwy do ognia nie było wskazane.
-To nie twoja sprawa Lace- Mruknęła po czym odwróciła się chcąc wrócić do ćwiczeń. Chłopak chwyciła ją mocno za nadgarstek zatrzymując tym samym.
-I tu się mylisz. Marny z ciebie dowódca. Ani silna z ciebie dziewczyna, ani odważna. A mówisz nam co mamy robić.- Lace prowokował i to było ewidentne. Wpatrywał się prosto w czerwone oczy dziewczyny, a ona wpatrywała się w niego.
-Zróbmy to tak jak powinno zostać zrobione...niech wygra silniejszy- Blondynka przewróciła oczami i westchnęła ciężko.
-Lace...to nie ma sensu- Ten, jednak jej nie słuchał i ściągał już z siebie swoją bluzę. Kana chciałaby tego uniknąć, ale wiedziała, że też nie może uciec przed chłopakiem. Została postawiona przed ścianą. Dlatego też sama ściągnęła z siebie swoją bluzę i odrzuciła ją gdzieś na trawnik. Lace i Kana stali naprzeciwko siebie wpatrując się prosto w swoje oczy. Cleo i Doktor obserwowali tę dwójkę gotowi reagować w chwili gdyby sytuacja wymknęła się nagle spod kontroli. Powiał lekki wiatr, a blondynka skuliła się od razu i przymknęła oczy.
-Brrr...zimno, zimno, zimno...- Powtarzała i podbiegła do swojej bluzy i ubrała ją ponownie na siebie próbując się na nowo ogrzać. Lace widocznie nie spodziewał się tego typu zagrywki, ale mimo to nie ustąpił.
-Przestań się wydurniać, tylko pokaż co potrafisz- Ponaglił dziewczynę, a ta wyprostowała się i odwróciła się w jego stronę.
-Kobiety mają pierwszeństwo- Mruknęła z lekkim uśmiechem, a Lace zaczął po prostu na nią biec. Uniósł swoją pięść i wycelował ją prosto w stronę Kany, jednak ku zdziwieniu wszystkich Lace nie trafił. Jego pięść przeszła obok jej głowy, a dziewczyna po prostu lekko ją odchyliła w bok.
-Zadrżałeś przez chwilę, więc nie byłeś pewien tego. Powiedz mi o co chodzi i z kim tak naprawdę teraz walczysz?- Mówiła spokojnie nie dając się wyprowadzić z równowagi. Widocznie wzięła do serca sobie słowa Yusaku, aby być tą która kontroluje sytuacje.
-Przymknij się- Lace nie zamierzał się wycofać, chociaż fakt, że spudłował wyraźnie jedynie go rozsierdził. Kolejne ciosy były kierowane w stronę dziewczyny, ale ta zgrabnie ich unikała. Co ciekawsze sama ani razu nie zadała ciosu. Nie chciała go skrzywdzić, ani też nie chciała odpowiadać przemocą na przemoc w chwili, kiedy było to nie potrzebne.
-Lace wygrasz jeżeli sobie odpuścisz. Wiem, że zżera cię sumienie, ale to nie twoja wina- Kana próbowała rozładować całe napięcie, które zbierało się przez ten cały czas. Moment tej walki o przywództwo musiał w końcu nastać i każdy o tym dobrze wiedział. Lace, jednak dalej wyprowadzał ciosy, które Kana unikała pełna spokoju. Ostatecznie schyliła się, kiedy pięść chłopaka śmignęła nad jej głową i obróciła się w miejscu po czym dłonią uderzyła z całej siły w jego splot słoneczny. Lace mógł poczuć jak brakuje mu tchu przez chwilę, a zaraz potem nieznośny ból zaczął rozchodzić się po jego brzuchu. Ostatecznie zsunął się na ziemię kaszląc głośno.
-A teraz mnie posłuchaj uważnie. Nie jesteśmy twoimi wrogami, ja nim nie jestem. Wybaczyć sobie nie jest łatwo i nie namówię cię do tego. Ale jeżeli już musisz ze swoją nienawiścią żyć, to przynajmniej zachowaj ją na odpowiedni moment dla konkretnej osoby. Nie marnuj jej na ludzi, którzy nie są twoim celem, bo to jest zwykła strata czasu i energii- Powiedziała kończąc tym samym swój wywód i mimo wszystko wyciągnęła w stronę chłopaka dłoń, ale ten najwyraźniej uniósł się dumą i ją odrzucił po czym sam dźwignął się z ziemi.
-Co ty tam wiesz jesteś tylko dzieciakiem- Skomentował po czym pobiegł przed siebie wybiegając z posesji.
-Ehhh...wróci jak zawsze- Kana wierzyła w to, że chłopak po tym jak się uspokoi przemyśli to wszystko i ostatecznie dojdzie do odpowiednich wniosków.
Offline
Użytkownik
Cała ta farsa, która miała miejsce została przerwana przez Yoko, która oznajmiła, że wybiera się na zakupy i co ciekawsze zaproponowała wspólne wyjście Kanie. Blondynka skierowała na nią wzrok i kiwnęła lekko głową zgadzając się tym samym. Skoczyła tylko szybko na górę, aby zgarnąć trochę pieniędzy i ponownie była na dole.
-Cleo, Doktor skombinujcie sprzęt, mapy no i jak wrócę to rozejrzymy się za czymś do kupienia dla nas- Zarządziła. Tak też przez chwilę szli zwartą grupą, ale po chwili Cleo tak samo jak Doktor pożegnali się i poszli w drugą stronę. Teraz została sama Yoko i Kana, które po krótkim spacerze doszły do targu na którym były wystawione najróżniejsze produkty. Blondynka również zaczęła kupować, ale przykładała się do tego dużo mniej. Przywykli do śmieciowego żarcia, i najpewniej gdyby udało się im kupić coś dla siebie po ich domu walałaby się sterta pudełek po pizzy czy innych rzeczach.
-Emm...- Zaczęła cicho, kiedy Yoko postanowiła poruszyć z nią temat Lace'a
-Jest specyficzny, ale to dobry chłopak. Nigdy nas nie zawiódł a on, chociaż to wypiera to wie, że ja go rozumiem- Miała do niego cierpliwość właśnie dlatego, że go rozumiała.
-Cudowne dziecko, cudownych rodziców, które nie spełniło ich oczekiwań. Wiem jak to jest, kiedy człowiek czuje się bezwartościowy- Każdy kto znał krótko Lace'a mógłby uznać, że był po prostu złośliwy z natury. Kana wiedziała, że była to dla niego forma obrony przed światem.
Offline