Użytkownik
Rohan próbował wiele razy wydostać się z tego miejsca. Jego irytacja sięgała już w pewnym momencie takiego poziomu, że zaczął się miotać niczym zwierzę w klatce, którym bez sprzecznie w tej chwili był. Został uwięziony w jakimś dziwnym świecie w którym wszystkie drogi prowadzą tak naprawdę do tego samego miejsca. Próbował rozwikłać co to było za miejsce. Tajemnicza dziewczyna, która przyszła odbić Reijiego zamknęła go w jakiejś dziwnej iluzji, w innym wymiarze, czy może zabiła go, a miejsce do którego trafił było jego własną wizją piekła. Tracił poczucie czasu i jedynie nasilający się głód, a zaraz potem pragnienie sprawiało, że był mniej więcej określić jak długo tutaj był, a musiał być bardzo długo. Z wyraźną rezygnacją i niechęcią usiadł na ziemi czekając tak naprawdę sam nie wiedział na co. Widział w tej chwili tylko dwie opcje. Albo umrze z pragnienia, albo tajemnicza dziewczyna po niego wróci. W końcu gdyby nie był jej potrzebny do czegoś to by go zabiła. Tak działał ten dość brutalny świat. Ludzi, którzy odegrali swoje role, lub byli po prostu bezużyteczni usuwało się ze swojej drogi. W końcu jednak w tym zapomnianym przez Boga miejscu rozległ się drugi głos, który on już znał. Nie umknęło jego uwadze to co dziewczyna schowała za plecami, a czego bardzo potrzebował. Szybko, jednak zrozumiał, że woda miała w tej chwili bardzo wyraźnie określoną cenę.
-Sko...- Uchylił usta z których wydobyło się kilka liter okraszonych wyraźną chrypą spowodowaną brakiem odpowiedniego nawodnienia jego organizmu. Odchrząknął więc głośno, aby spróbować ponownie się wypowiedzieć
-Skoro uwolniłaś taką szuję jaką jest Reiji, wnioskuję, że nie jesteś zwykłą dziewczyną, która pracuje w mięsnym- Mruknął a na jego pobladłe i spękane usta wpełzł złośliwy uśmieszek. Zrobił kilka kroków w jej stronę
-Dlatego wiesz jakimi prawami rządzi się ten interes. Ludzie nie ufają sobie, co jest dość normalne skoro obracasz się głównie w towarzystwie morderców, którzy czekają, aż stracisz uwagę- Wyjaśnił i zrobił jeszcze parę kroków w stronę dziewczyny
-Jeżeli myślisz, że wiesz co ja myślę, to widzę, że kiepski z ciebie myśliciel, skoro wychodzisz z założenia, że jestem tym "wiernym przyjacielem" Dziewczyno ja bym własną siostrę sprzedał do burdelu...a nie czekaj, zrobiłem to- Rohan nie był absolutnie przykładem cnót wszelakich. Właściwie daleko mu do tego było -I wiesz co, Lace o tym wie. Wykazałby się idiotyzmem, gdyby powiedział mi gdzie się wybiera. Wiem tylko, że gdzieś za wielką wodę, ale gdzie dokładnie nie mam pojęcia- Wzruszył tylko lekko ramionami. Powiedział dokładnie tyle samo ile powiedział mu Lace, kiedy widzieli się po raz ostatni. Doskonale też wiedział dlaczego Lace to zrobił. Nie tylko ze względu na brak zaufania do ludzi, którzy go otaczali, ale wychodził dość często z założenia, że im mniej się wie tym dłużej się pożyje.
-Szkoda tylko, że się zbędnie nagadałaś- Dodał po chwili milczenia. Jego kompan najwyraźniej był ostrożniejszy niż mogło mu się wydawać. Może przypuszczał, że ktoś będzie chciał uwolnić Reijiego, a wtedy on będzie na różne sposoby próbował dopaść ich. Dlatego zataił miejsce swojego pobytu.
Offline
Użytkownik
Anastasia słuchała ze spokojem i o dziwo uśmiechem na ustach słów Rohana, jak widać jego kompan był ostrożniejszy niż przypuszczała, nie mniej jednak dziewczyna o fioletowych oczach wydawała się nie być tym szczególnie poruszona, ot wysłuchała marudzeń i złośliwości czerwonowłosego właściwie bez większych odruchów, ot trzymała ręce za sobą i stała spokojnie, nie drgnęła gdy Rohan podchodził bliżej, wiedziała, że w tym stanie najmniej jej zaszkodzi i nie przejmowała się nim, chłopak miał swoją szansę, powiedział co wiedział i tyle jej wystarczyło.
- Tak myślałam, że nie powiedzą Ci nic... Będąc szczera z Tobą, wiem gdzie oni przebywają. Lace z tą studentką i Doktorkiem oraz Cleo są w Nowym Świecie w mieście portowym, a ta blondynka nie dawno wyruszyła do Murivel, po prostu... Chciałam dać Ci szansę i nie zawiodłam się, byłeś fair wobec mnie... Wiem to, nie mniej jednak nie spełniłeś moich oczekiwań. Cześć.
Anastasia zrobiła dwa kroki do przodu i rozpłynęła się w powietrzu zostawiając ponownie Rohana samemu sobie w tym przeklętym dziwnym miejscu z którego nie można uciec, nie zostawiła mu też nic, jasno dając do zrozumienia, że godzi się na jego los, który powoli jest przypieczętowany.
Anastasia pojawiła się znów w tej alejce i spokojnie z niej wyszła, by zaraz potem skierować się do swojego hotelu a stamtąd wyciągnąć walizkę z pieniędzmi od Reijiego, po czym spokojnie udała się do portu, zakupiła bilety na Nowy Świat i oczekiwała grzecznie na swój statek.
Wsiadła na statek gdy ten przybił, odłożyła w swojej kajucie walizkę i sama spokojnie wyszła zamykając drzwi na klucz, skierowała się na dziób statku i usiadła na barierce podziwiając widok morza, mrużyła przy tym oczy i rozmarzyła się nieco.
- Ile to minęło gdy płynęłam statkiem... Zapomniałam już jakie to cudowne uczucie...
Wiatr delikatnie kołysał jej włosami a ona zatraciła się w swoim rozmyślaniu, chłonęła ten moment gdzie mogła skorzystać ze zwykłej podróży, dla większości ludzi było to może coś zwyczajnego, dla niej mimo wszystko było to coś cudownego, przywoływało wspomnienia o których dziewczyna po prostu zapomniała.
*************************************************************
Dio i Kana w końcu opuścili mieszkanie Rebecci po tym jak chłopakowi poprawiła włosa i chociaż blondynka do tej pory nie wiedziała jaki miał oryginalny kolor włosów, to jego precyzja co do ubarwienia aktualnej fryzury mogło wnioskować jak brał pod uwagę swój aktualny wygląd.
- No to co? Bierzemy siatki i idziemy łapać owady?
Zapytał z uśmiechem, pewnie sama Kana dalej nie mogła uwierzyć w to, że chłopak naprawdę nie żartował co do swojego planu na ten dzień, nie mniej jednak na pewno był w tym głębszy plan.
Nie długo po ich wyjściu oboje spotkali się z Haną, która przyniosła im siatki a następnie cała trójka wyruszyła na łąkę, by móc spokojnie zacząć swoje łapanie.
- Po co mamy to robić?
Zapytała zaciekawiona Hana a Dio tylko spojrzał na nią i uśmiechnął się.
- Zobaczysz, to część Twojego treningu, Hana, musimy złapać modliszkę, ale inne owady będą ładne do ozdoby.
Oznajmił swój cel zostawiając Hanę z lekkim zdziwieniem, gdyż nie pojmowała co ma łapanie modliszki do treningu, nie mniej jednak po chwili cała trójka wyruszyła do szukania i próby złapania owego owada.
************************************************************
Do drzwi od kryjówki Doktorka rozległo się pukanie po czym sama Matsuri nieco uchyliła drzwi i powoli oraz nieśmiało wyłoniła się zza nich by spokojnie wejść do środka, widziała, że dotarła już pierwsza dostawa zwłok o którą wraz z Doktorkiem walczyli, nic więc dziwnego, że mimo wszystko pojawiła się, chociaż trzeba przyznać, była nieco strachliwa, ostatni popis jej zachowania mógł zapaść w pamięć całej grupce i nie wiedziała jak mogą ją teraz odebrać.
- Um... Cześć... To co ostatnio się wydarzyło... Znaczy...
Zaczęła się plątać wlepiając wzrok w ziemię i nerwowo stykając palce wskazujące ze sobą.
- Czy... Mogę dalej Ci asystować?
Doktor mógł dostrzec, że mimo wszystko zależało jej na tym, zresztą, od tamtej sytuacji dziewczyna chciała jedynie ich powstrzymać przed popełnieniem błędu, który kosztował by ich życie, chociaż zareagowała nerwowo to przekonała ich do tego by zostali i wciąż żyli, nie mniej jednak nieco martwiła się o to jak teraz będą ją odbierać, szczególnie Lace, któremu zrobiła krzywdę, nie mogła mu na razie spojrzeć w oczy, zaś po rozmowie z Yusaku dziewczyna zdecydowała się chociaż spróbować porozmawiać z Doktorem, by móc wybadać swój grunt, martwiła się, że nie będą jej już chcieli.
Offline
Użytkownik
Plany Dio dość często brzmiały tajemniczo, oraz wydawały się podejrzane. Nie inaczej było w dość w tym wypadku. Dość dziwny pomysł w mniemaniu Kany musiało mieć jakieś drugie dno, o którym chłopak nie chciał wspominać. Czy chodziło tutaj efekt zaskoczenia, czy Dio nie lubił dzielić się swoimi myślami, to pozostawało jedynie w sferze przypuszczeń. Ona również nie miała zamiaru ciągnąć go za język. W przeciwieństwie do Hany, która nie widziała powiązania między modliszką a jej treningiem. Kana również nie widziała w tych dwóch tematach wspólnego mianownika, ale nauczona uśmiechnęła się tylko lekko w stronę dziewczyny
-Cóż...- Mruknęła cicho -Jeżeli coś zrozumiałam, to to, że Dio potrafi połączyć ze sobą najróżniejsze rzeczy, które dla przeciętnego człowieka nie mogą w żaden sposób razem funkcjonować- Wytłumaczyła odbierając jedną siatkę, a zaraz potem dała nura w wysoką trawę. Nigdy nie szukała modliszek. Wiedziała jak one mniej więcej wyglądały, ale żadnej nigdy nie widziała. Całe życie spędziła w mieście, a tam oprócz much, karaluchów, i jakiś mączników trudno było o inne owady. Dość szybko zdała sobie sprawę z tego, że modliszki nie będzie tak łatwo znaleźć. Zamiast niej co chwila udawało się jej łapać biedronki, lub żuczki których chitynowe pancerze lśniły w słońcu pięknymi barwami.
-Jaki ładny- Zawołała po chwili, a kiedy wyłoniła się z trawy w dłoniach trzymała zielonego węża i wpatrywała się prosto w jego pionowe ślepia. Trzymała go za łeb, aby mieć pewność, że wąż nie postanowi nagle ugryźć jej w rękę
-Zawsze chciałam hodować węża, ale jakoś nigdy nie było ku temu okazji- Lubiła te zwierzęta. Nie wiedzieć dlaczego tam gdzie inni dość często widzieli obślizgłego gada, ona potrafiła zobaczyć najpiękniejszą istotę jaka mogła chodzić...a raczej pełzać, bądź wić się po tej ziemi. W końcu ze zbolałym sercem odłożyła węża ponownie na ziemię, po czym sama odsunęła się bardziej bezpieczną odległość, aby zwierzę mogło odejść w spokoju.
.................................................................................................................................
Doktorek unosił już skalpel do góry, aby móc zacząć odcinać skalp jednego z ciał, które spoczywało na metalowym stole do którego został podłączony odpływ. Ostrze już prawie miało dotknąć skóry, kiedy rozległo się głośne pukanie. Nie lubił, kiedy ktoś mu przeszkadzał w pracy. Przeklął więc cicho pod nosem po czym odłożył skalpel i udał się w stronę drzwi. Najpierw przez judasza sprawdził, kto za nimi stoi, a kiedy dostrzegł Matsuri uchylił nieznaczne drzwi, aby dowiedzieć się w czym jest problem. Nie widział powodów dla których dziewczyna nie mogła mu pomagać. Ostatnia sytuacja, która miała miejsce...według niego Lace zasłużył na to, ale nie miał zamiaru obnosić się ze swoim stanowiskiem, bo ostatnie czego potrzebowali to jakieś dziwne rozłamy w drużynie, a i tak jeden i to poważny cały czas wisiał w powietrzu. Doktorek więc odsunął się od drzwi poszerzając tym samym szparę tak, aby dziewczyna mogła wejść do środka
-Umyj dokładnie ręce i zdezynfekuj. Musimy mieć sto procent pewności, że jest się czystym. I załóż rękawiczki jednorazowe, je też zdezynfekuj- Higiena to podstawa, i chociaż wielu by powiedziało, że trupowi to już raczej mało co zaszkodzi, ale jeżeli czyjąś ambicją jest tchnienie życia ponownie w zmarłego, to już potencjalne bakterie mogły dość mocno zaszkodzić
-Pracę zawsze zaczynam od sprawdzenia narządów, aby sprawdzić czy nie wymagają ewentualnych napraw, bądź w skrajnych wypadkach wymiany- Wyjaśnił po czym wrócił do stołu chwytając ponownie skalpel w dłoń i miał już znowu przecinać skórę, kiedy spojrzał na Matsuri a zaraz potem wyciągnął w jej stronę ostrze
-A może ty chcesz ściągnąć skalp?- Zaproponował
Offline
Użytkownik
Pomysłowość i kreatywność Dio była dość niezwykła, trzeba było mu to przyznać, szczególnie teraz gdy wyciągnął obie dziewczyny do szukania jakiegoś insekta w gęstej trawie, a one bez żadnych pytań czy domysłów, po prostu wyruszyły za nim bez słowa zaprzeczenia, to pokazywało jak chłopak potrafił być charyzmatyczny albo jak Kana wiedziała że jego pomysły zwykle kierowały ją na różne przygody i sytuacje i pewnie dlatego nie mogła przepuścić kolejnej tej okazji, sama Hana raczej wyruszyła z czystej ciekawości, chociaż wątpiła by bieganie za jakimś owadem ma jej pomóc w treningu dzięki któremu utrzyma się przy życiu, ale kto wie jak miał ten trening działać.
- Węża hodować? To wam małpa nie wystarczy?
Zapytał zaciekawiony po czym skierował wzrok na Kanę, sama szarowłosa popatrzyła wpierw na Dio a potem na Kanę nieco zaciekawiona.
- Macie małpę w drużynie?
Zapytała a jej oczy nieco zaświeciły się, najwidoczniej zaciekawił ją temat tego zwierzęcia i gdzieś w głowie Hana wyobrażała sobie jak bawi się z tym zwierzątkiem czy rzuca w niego różnymi owocami a małpka je zwinnie łapie i zjada powoli.
- Tak... Nazywa się Lace i jest strasznie niewychowany.
Odrzucił Dio i zaśmiał się by ostatecznie zamachnąć się siatką w trawę i zaraz potem wyjąć z niej sporych rozmiarów modliszkę i przyglądał się jej z niemałą satysfakcją.
- Misja zakończona sukcesem...
Rzekł po czym spojrzał na Hanę ze swoim przebiegłym uśmieszkiem, by zaraz potem spokojnie zarządzić powrót do domu, tam modliszka trafiła do słoika a Dio spokojnie zszedł do piwnicy.
Minęły około 2 godziny odkąd chłopak tam zszedł aż w końcu wynurzył się stamtąd i oznajmił, że mogą wejść tam, a w piwnicy poza stolikiem z ową modliszką w słoiku nie było nic innego, puste ściany, Hana rozejrzała się w około nieco zagubiona całą sytuacją, nie mniej jednak blondyn spojrzał na nią z uśmiechem.
- Hana, odkryliśmy już, że jesteś uzdolniona, nie chodzi mi o Twoje umiejętności ale o to, że możesz trenować wyobrażając sobie przeciwnika, biorąc jego umiejętności za przykład. Więc mam dla Ciebie dobry trening, owady takie jak modliszka są doskonałymi łowcami i zabójcami w swoim środowisku, wiesz co by było gdyby takie stworzenie było rozmiarów człowieka i ważyło około 100 kilogramów? Wyobrażasz sobie jak są niebezpieczne? I na tym to polega, Hana, będziesz trenować na naturalnym zabójcy tworząc jego większy wzór przed sobą.
Dio jak widać miał swoje pomysły i metody na trening dla Hany, sam nie mógł co prawda wyobrazić aż tak dobrze przeciwnika i trenować w ten efektywny sposób, jednak skoro miał przed sobą osobę, która umiała coś takiego, to jako pamiątkę chciał dać jej lekcję życia i pomóc jej zostać silniejszą, by mogła przetrwać w tym okrutnym dla niej świecie.
- Um... Mogę chociaż spróbować...
Hana nie do końca rozumiała co Dio miał na myśli, jednak wychowując się z dala od miasta miała nie raz do czynienia z różnymi owadami, więc mogła je zaobserwować i co za tym idzie przyznać Dio rację, dlatego ten pomysł nie wydawał się jej aż taki zły, szczególnie że może faktycznie coś z niego wyniesie.
- Zbliża się wieczór... W sumie ja bym przeszedł się na miasto jeszcze...
Mówił spokojnie zakładając luźną kurtkę na siebie i uśmiechnął się patrząc w stronę Kany.
Offline
Użytkownik
Blondynka chociaż stała za swoimi przyjaciółmi, to nie mogła nie uśmiechnąć się lekko, na złośliwą przycinkę Dio. Lace był trudnym typem, ona sama częściej miała z nim problemy z porozumieniem się niż chwili, gdzie się w czymś zgadzali. Mimo to nadal miała nadzieję, że uda się jakoś dogadać, a ekipa pozostanie w tej samej formie w jakiej jest. Niestety od jakiegoś czasu widmo rozłamu wisiało nad nimi coraz bardziej. Dziewczyna nie chciała się z nikim rozdzielać, bo nawet taki Lace, który dość często utrudniał jej życie, wniósł do jej świata coś nowego, coś co umiała doceniać. Był jednak zbyt chaotyczny. Szybciej robił niż myślał, a cierpliwość? nie była zdecydowanie jego mocną stroną. Mimo to jego twardy charakter idealnie odnajdywał się w sytuacjach w których trzeba było wytrzymać. Tam gdzie inni nie mieli już sili, bądź chcieli się wycofać, on umiał brnąć do przodu.
-Nie przesadzaj- Mruknęła w stronę Dio - Nie jest taki zły - Wiedziała, że Dio nie przepadał za jej przyjaciółmi, i też nie miała najmniejszego zamiaru dopytywać się o to dlaczego, albo próbować go do nich przekonać. Nie widziała na tym polu roli dla siebie. To każdy z nich powinien między sobą rozwiązać problemy. Jeżeli nikt tego nie chciał zrobić...cóż najważniejsze, że konflikt sie nie zaogniał. Dziewczyna wróciła więc do poszukiwania owada, ale nie trwało to długo, bo po chwili to Dio triumfalnie zakrzyknął informując wszystkim o zdobyciu modliszki. Stworzonko szybko zostało umieszczone w słoiku, a Kana przyjrzała się jej uważnie. Spoglądała jak porusza swoją małą główką w chwili, kiedy długie haczykowate łapki ślizgały się po ścianach słoika.
-Wiedzieliście, że wbrew popularnej opinii modliszki tak naprawdę nie zawsze odgryzają głowy partnerów- Ludzie lubili powtarzać historię o modliszkach, które po skończonym stosunku brutalnie zżerały swojego partnera. Mógł być to dość jasny sygnał na to, że ludzie próbowali swoją agresję przenieść na świat zwierząt, aby bardziej samych siebie usprawiedliwić.
Cała trójka ruszyła drogą powrotną do domu, gdzie Dio bez słowa zamknął się w piwnicy i nie wychodził z niej przez kawał czasu. Kana machnęła tylko dłonią w stronę zamykanych drzwi z Dio, który jak zwykle nie uraczył ich żadnymi wyjaśnieniami. Dziewczyna jak gdyby nigdy nic zaczęła krzątać się po domu ogarniając różne kąty z bałaganu, a kiedy to zrobiła zaparzyła sobie i Hanie po kubku gorącej herbaty. Nie była typem osoby, która ględziła Dio nad głową, że nic jej nie mówi, że ona też chciała by wiedzieć najlepiej wszystko. Nigdy nie interesowały ją posiadówki i godzinne rozmowy. Lubiła tajemnice, lubiła poznawać ludzi przez ich zachowania w naturalnym środowisku. W końcu chłopak, jednak wyszedł ze swojej piwnicy i pozwolił wejść do niej dziewczynom. I Kana spodziewała się może jakiegoś wielkiego laboratorium, jakieś dziwnej zmutowanej modliszki, ale ku jej zdziwieniu nic takiego nie zastała. Było to puste pomieszczenie w którym znajdował się słoik z modliszką
-Chcesz mi powiedzieć, że przez dwie godziny wpatrywałeś się w modliszkę? czy może uciąłeś sobie z nią pogawędkę?- Mruknęła krzyżując dłonie na klatce piersiowej. I chociaż pomysł na trening był faktycznie ciekawy, to nadal nie tłumaczyło tego co chłopak robił tutaj tak długo.
Dio miał, jednak jeszcze pomysł na resztę tego dnia. Kana nie miała nic przeciwko temu, aby jeszcze wyjść na chwile na miasto i zobaczyć, jak wygląda ono wieczorem
-Znowu planujesz trafić do więzienia? czy tym razem odwiedzimy inne miejsce?- Zapytała się z cwaniackim uśmieszkiem. Czy naprawdę w chwili, kiedy Dio mówi, że chciałby się jeszcze przejść może mieć na myśli zwykły spacer. Blondynce coś trudno było w to uwierzyć, ale jednocześnie nie mogła odmówić, że właśnie to było w nim najciekawsze. Nigdy nie było do końca wiadomo co się wydarzy podczas chociażby zwykłego i niewinnego spaceru.
Offline
Użytkownik
Dio słysząc oskarżenia o to, że siedział jedynie w tej piwnicy i wpatrywał się w modliszkę, jedynie skrzywił swoją minę i położył dłonie na swoich biodrach po czym ostatecznie wzruszył ramionami, by zaraz potem uśmiechnąć się szeroko.
- Nie, sprzątałem bajzel który był tutaj by zrobić miejsce Hanie na trening.
Odparł spokojnie, pytanie pozostało jedynie co stało się z rzeczami w tym miejscu, skoro nigdzie ich nie było a piwnica jest czysta i w zasadzie to pytanie pojawiło się w głowie szarowłosej, która już uniosła palec i chciała je zadać gdy ostatecznie się powstrzymała po czym uśmiechnęła się.
- Kiedyś na parkingu chciałam ukraść auto by uciec przed grupą, która mnie ścigała, uznałam, że zniknięcie jednego samochodu będzie łatwo namierzyć i pozmieniałam pozostałe w żaby, które się rozeszły w różnych kierunkach a po kilkunastu kilometrach wróciły do swojej pierwotnej formy, dzięki temu mnie nie znaleźli.
Opowiedziała swoją anegdotkę z przygód i uśmiechnęła się, chciała porównać zniknięcie rzeczy z piwnicy do jej przygody z efektywną ucieczką jaką zdarzyło się jej zrobić, sam Dio popatrzył na nią nieco zaskoczony po czym wyszczerzył swoje białe zęby.
- Nie wiem czemu ale uważam, że to całkiem urocze, w sensie nie wydajesz się być zła, ale też nie zgrywasz jakiegoś super bohatera i moralniaka, nie masz skrupułów do okradnięcia kogoś, nawet jak to jest miła księżniczka ale też nie robisz nikomu niepotrzebnie krzywdy, ciekawa z Ciebie osoba.
Skwitował szarowłosą, która popatrzyła na niego po czym uśmiechnęła się pod nosem i skierowała wzrok na ziemię.
- Daj spokój, gdyby ktoś powiedział mi ponad rok temu, że będę okradać ludzi z ich dóbr to bym go wyśmiała, ale uznałam, że lepsze to niż umieranie z głodu, poza tym takie rzeczy można odrobić, życia odzyskać już nie.
Chociaż Hana lubiła okradać czy wykorzystywać ludzi do napełnienia żołądka, to jednak nie była zła i dla korzyści majątkowych nie krzywdziła innych, niewinnych ludzi, fakt, zdarzało się jej obrabiać przeciwników, których pokonała, jednak miała do tego pełne prawo w jej mniemaniu, jakby nie patrzeć mogła być to dla niej rekompensata.
- W każdym razie, spróbuję tego treningu, a wy... Bawcie się dobrze.
Oznajmiła i tak pozostała dwójka opuściła piwnicę zaś Dio na pytanie Kany popatrzył na nią po czym uśmiechnął się lekko, sięgnął do kieszeni by zaraz potem wyjąć z niej złożony kawałek papieru, rozwinął go by okazało się, że ów papier jest plakatem zespołu jazzowego.
- W jednej restauracji grają dzisiaj wieczorem, a ja... Cóż...
Dio skierował wzrok gdzieś w bok a jego ton głosu nieco przycichł.
- Uwielbiam Jazz...
Dokończył. Dio mimo że znał niemalże każdy gatunek muzyczny i mógł się o każdym wypowiedzieć a także na potrzeby podrywów mógł podać co najmniej trzech muzyków z każdego gatunku, by podtrzymać temat, to jednak w środku samego siebie chłopak kochał Jazz z całego serca i chociaż nie przyznawał się do tego przy każdej dziewczynie to jednak wizja wyjścia na koncert swojego ulubionego zespołu była idealną okazją.
- Szczególnie, że gra w tym zespole mój ulubiony muzyk, Midvalley the Hornfreak, saksofonista, przybyli do Murivel by wesprzeć ludzi podczas tej rewolucji, nie wiem czy lubisz jazz, mnie ich muzyka... Ożywia.
Podkreślił swoje uczucia co do tego zespołu jak i samego gatunku muzyki, chciał jednak decyzję zostawić Kanie, czy ta by chciała wyruszyć z nim na ten koncert, wiedział, że ten gatunek nie był popularny, szczególnie wśród młodych ludzi a tym bardziej dziewczyn, dlatego nie chciał jej pchać na siłę.
Offline
Użytkownik
Kana również miała chęć zapytać się o to, gdzie podziały się wszystkie rzeczy, które rzekomo mogły wadzić w treningu, jednak szybko odpuściła ten temat, a Hana sama wbiła się w rozmowę opowiadając o jednej ze swoich historii na którą blondynka zareagowała cichym śmiechem. Dziewczyna, chociaż młodsza była wyjątkowo pomysłowa
-hmmm- Mruknęła Blondynka, kiedy zeszli na temat kradzieży -No...jak nie umrzeć z głodu za cudze pieniądze to wiesz jak- Hana musiała się przygotować na to, że owy wyskok z nagłą ucieczką będzie jej wypominany przez Kanę przez jeszcze długi czas. I nie miała jej tego wcale za złe. Sama również znalazła się w sytuacji w której musiała umieć zadbać o siebie. Różnica była jedna, Kana znała życie ulicy od małego. Od kiedy tylko bardziej ogarniała świat to wolała spędzać czas wolny, ale to był jej wybór tak naprawdę. Do niczego nie była zmuszana. Za Hanę ktoś inny zdecydował. Niestety Kana nie bardzo wiedziała czy można było coś z tym zrobić, czy dziewczyna miała jeszcze szansę na normalne życie.
W końcu, jednak Hana zgodziła się na trening a Dio i Kana zostawili ją samą. Jej wątpliwości odnośnie wypadku zostały szybko rozwiane przez plakat, który chłopak trzymał w kieszeni. Przyjrzała mu się uważnie, a zaraz potem zerknęła na blondyna próbując odczytać z jego oczu to czy w tym pomyśle oby na pewno nie ma podwójnego dna. Niestety bez względu na to z jakiej odległości próbowała się przyglądać jego oczom, musiała w końcu się poddać przyznając, że z jego oczu nic nie da się wyczytać.
-Jazz zawsze kojarzył mi się a jakimś pisarzem, który przyszedł do baru w piwnicy i w tumanach dymu papierosowego, z kieliszkiem wina obok pisze książkę przy łagodnych melodiach- Nie słuchała tego gatunku codziennie, i raczej nie był to jej ulubiony gatunek, ale również nie miała do niego żadnej awersji. Dlatego też zgodziła się, chociaż i tak nie mogła wyzbyć się wrażenia, że to nie będzie wcale taki zwykły koncert
-Myślisz, że nie władze nie będą próbować w jakiś sposób zakłócić tego wydarzenia. Raczej tego typu przedsięwzięcia nie sprzyjają monarchii, która chce obalić rewolucje- Spodziewała się tego, że mogą pojawić się jakieś prowokacje, a może nawet zamieszki, jednocześnie była przekonana o tym, że taki koncert raczej nie odbędzie się publicznie. Chociaż i tu mogła się mylić
-No dobra, to chodźmy- Zarządziła w końcu po czym ruszyli na miasto.
Offline
Użytkownik
Kto mógł pomyśleć, że blondyn gdzieś w środku był fanem takiego rodzaju muzyki, większość osób mogło kojarzyć go raczej z bardziej energicznym gatunkiem, jednak on sam wolał te spokojne melodie i miał pokaźną kolekcję w swoim pokoju płyt gramofonowych z zespołami jazzowymi, czego sama Kana mogła nie poznać jeszcze, cóż, kiedy pomieszkiwała w jego domu to raczej nie wchodziła do pokoju chłopaka, ale pewnie nie długo zmieni się to i pozna ona jego kolekcję.
W trakcie spaceru po mieście do owej restauracji Kana postanowiła zapytać czy ten koncert nie zostanie zakłócony przez władze kraju na co sam Dio po prostu się uśmiechnął lekko.
- To nie koncert który ma przekonać ludzi do rewolucji, grają dla cywili, by ich zmotywować do przetrwania tych trudnych czasów, szczególnie, że to jeden z ich ostatnich koncertów, nie długo kończą swoją karierę więc to naprawdę świetny gest z ich strony, przynajmniej moim zdaniem.
Odrzekł rozjaśniając całą sytuację, a gdy zbliżyli się do miejsca koncertu, chłopak otworzył jej drzwi i wpuścił ją pierwszą, w środku poza eleganckim wystrojem, można było dostrzec spory tłum ludzi a na scenie grał już owy zespół, mimo to Dio i Kana znaleźli stolik dla siebie i spokojnie zamówili wino oraz jakiś drobny posiłek.
- Spójrz, to on, ten na saksofonie.
Blondyn wskazał dziewczynie mężczyznę który grał na swoim instrumencie, jak widać, był to rodzaj jazzu z samym saksofonem, nie mniej jednak chłopak tylko oparł twarz o dłonie i ze spokojem wchłaniał wręcz ich melodię, nawet dostarczony posiłek nie był dla niego w tym momencie ważny, Kana mogła dostrzec wręcz jak Dio całym sobą przyjmował tę muzykę do siebie, jak jego oczy wręcz błyszczały z radości i podniecenia a muzyka otaczała go, rzadko kiedy wykazywał aż taki podziw i ubóstwienie, chociaż nie tak dawno samej Kanie okazał podobne uczucia, to teraz mogła je dostrzec w zupełnie innej sytuacji, zupełnie jakby nie był on przestępcą a zwykłym, ludzkim fanem, który spotkał swój ulubiony zespół na żywo.
Mężczyźni grali do późnej nocy a gdy koncert się kończył, otrzymali gromkie brawa, sam Dio wręcz wstał i klaskał ile miał sił w rękach, by zaraz potem obserwować jak mężczyźni schodzili ze sceny i szli na tyły restauracji, sam spojrzał na Kanę i uśmiechnął się szeroko, by zaraz potem oboje wyruszyli do przodu i korzystając z chwili nieuwagi ruszyli za nimi do garderoby.
- Midvalley the Hornfreak, jestem wielkim fanem...
Oznajmił spokojnie Dio spoglądając na swojego idola, brunet spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, widząc w nim tę determinację, że mężczyzna postanowił ruszyć za nimi.
- Miło mi to słyszeć, szczególnie, że to nasz ostatni występ, miło dla odmiany zagrać w spokojnym miejscu...
Odrzekł nieco zdołowanym tonem.
- Ta... Po tym co zdarzyło się w Blackwater...
Dodał kolejny członek zespołu.
- Blackwater? Mieście Światowej Armii?
Zapytał blondyn chcąc się upewnić.
- Ta... Black...
Black, numer jeden w Najgorszej Generacji, istne utrapienie dla Światowej Armii a także człowiek kultu, gdyż jego osoba nie była znana nikomu, nikt nie wiedział jakie było jego prawdziwe imię, wygląd czy nawet płeć a tym bardziej zamiary, ludzie bali się go i czcili zaś on sam był wręcz nieuchwytny i do tej pory niepokonany.
- Black?
Zawtórował blondyn nieco zdziwiony.
- Graliśmy dla żołnierzy a po koncercie... Widziałem jak czarna energia spadła z nieba, połowa miasta niemalże została w niej utopiona a zaraz potem... Widziałem jak pożerała ona ludzi, zupełnie jakby Black chciał przekazać wiadomość...
-... Żałujcie, że wybraliście tę pracę...
Nic dziwnego, że mężczyźni porzucili swoją karierę, po tak makabrycznym widoku postanowili porzucić swoją drogę, bali się tego, że następnym razem nie unikną tych rzeczy i zginą zaś sama Kana mogła poznać jak okrutny potrafi być ktoś, kto stał na czele całej tej generacji.
- To skończony potwór, ponoć robi to regularnie, bez litości bez żadnych sygnałów... Bezlitosne stworzenie.
***************************************************************
Anastasia dotarła do miasta portowego późnym wieczorem, swoje pierwsze kroki o dziwo nie skierowała do hotelu a do... Baru, dziewczyna ze spokojem dotarła do skupiska, gdzie zbierali się przestępcy z różnych krajów i kontynentów by móc w spokoju napić się i zabawić, to właśnie takie miejsca dawały im poczucie spokoju i bezpieczeństwa, sama Anastasia spokojnie zasiadła za barem i zamówiła drinka, spoglądała za siebie obserwując z uśmiechem na radosnych ludzi po czym wzięła kilka łyków swojego drinka i bez większych problemów wstała po czym z uśmiechem ustała na środku baru.
- Kto ma ochotę zarobić trochę grosza?
Zawołała radośnie po czym rzuciła na stół trzy zdjęcia, Lace'a, Cleo i Doktorka po czym rozejrzała się wokoło a widząc zaciekawienie od strony osób tutaj uśmiechnęła się jedynie szeroko mrużąc nieco oczy.
- Daję 15 tysięcy za głowę każdego z nich! Zabawcie się!
Zawołała radośnie a ludzie wyrwali się ze swoich miejsc by zaraz potem podejrzeć zdjęcia i zaczynali wymieniać swoje zdania i poglądy na temat tej trójki, każdy raczej radośnie ogłosił, że będzie to łatwe zadanie a zaraz potem każdy z nich wyszedł z baru pospiesznie chcąc rozpocząć swoje zlecenie, sama Anastasia obserwowała całe zajście.
- Polowanie czas zacząć...
Ostatnio edytowany przez Dio Bluesummers (2022-04-19 21:00:33)
Offline
Użytkownik
Kana chciała się trochę wyluzować. Może faktycznie za tym wypadem oprócz relaksu nie stało nic więcej. Dlatego dziewczyna kiwnęła tylko lekko głową i ruszyła razem z chłopakiem prosto do miejsca w którym był planowany koncert. Miejsce wyglądało dokładnie tak jak sobie to wyobrażała. Przytulna knajpka w której przygaszone światło świetnie współgrało z płomieniami świec stojącymi na środku okrągłych stolików przykrytych białymi obrusami. Pomieszczenie wydawało się zadymione, chociaż nikt z gości nie palił, a w powietrzu unosił się intensywny zapach świeżo zmielonej kawy. Znalezienie wolnego stolika przy takim tłumie nie było niczym trudnym. Właściciel musiał być więc przygotowany na to, że zejdą się tutaj tłumy i chciał zadbać o to, aby każdy miał miejsce dla siebie. Czy naprawdę ten zespół był aż tak popularny, a może ludzie w tym mieście tęsknili za odrobiną rozrywki bez względu na to jaka by ona miała być. Wino zamówił Dio, a Kana zdecydowała się na kawałek szarlotki z lodami waniliowymi. Dio nie mógł się w końcu powstrzymać, aby od razu wskazać mu tego dla którego tak naprawdę tutaj przyszli. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a potem skupiła się na koncercie. Od czasu do czasu zerkała tylko w stronę Dio. Widziała jego zafascynowanie, radość, oraz błysk w oczach. Myślami wróciła do tamtego dnia, gdzie zwykły zakład stał się początkiem czegoś, czego nawet ona nie umiała do końca określić. Pierwszy raz czuła coś takiego. Dziwna mieszanka uczuć sprawiała, że kręciło się jej w głowie, ale jednocześnie nie chciała, aby kiedy kolwiek zniknęła. Po raz pierwszy od długiego czasu czuła, że jest dla kogoś ważna. Nie mogła, jednak ignorować również myśli o złych dniach, które w końcu na pewno nadejdą, ale czy powinna teraz przejmować się tajemniczą przyszłością, która nie wiadomo czy nastanie. Mieli trudny tryb życia i powinni z niego czerpać tyle ile tylko mogli, bo jutro wszystko mogło się skończyć. Dlatego też wróciła swoją uwagą w stronę koncertu i wsłuchiwała się w łagodne melodie.
Kiedy wszystko się skończyło niczym dziwnym było nagłe poderwanie się Dio i pognanie w stronę kulis. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem po czym ruszyła zaraz za nim. Była przygotowana na to już tak naprawdę od chwili, kiedy chłopak przyznał się jej, że po prostu bardzo lubi ten zespół, i chociaż na pierwszy rzut oka zwykłe spotkanie fana z idolami dość szybko przemieniło się w makabryczną rozmowę o tym co przytrafiło się muzykom. Blondynka zmarszczyła brwi
-Jaki problem ma z artystami?- Było dla niej to niepojęte. Przecież czy zwykły koncert mógł czemuś zagrozić, a może uznał to za świetną okazję, aby o sobie przypomnieć. Opcji było wiele, jednak o tego typu postaciach Kana do tej pory słyszała w bajkach, czy straszniejszych historiach dla starszych. Ludzie, którzy chcieli tylko budzić strach i siać lęk. Zabijali nie po to, aby osiągnąć jakiś cel, ale aby się po prostu zabawić.
Offline
Użytkownik
Dio jak i sam zespół rozmawiali w spokoju lecz była wyczuwalna nutka obawy i niepokoju podczas opowiadania o Blacku, zaś gdy Kana postanowiła się zapytać o nienawiść Blacka do muzyków, Dio spojrzał na nią po czym delikatnie się uśmiechnął.
- Wyjaśnię Ci później wszystko.
Odrzekł jedynie po czym wrócił do swoich rozmów, lecz ich temat się momentalnie zmienił, Dio raczej zaczął wspominać o swoim zafascynowaniu do ich muzyki oraz o swoich ulubionych kawałkach a i cała grupa zaczęła opowiadać jak owe utwory powstały. Sam blondyn po prostu zaczął korzystać z opcji rozmowy ze swoimi a oni również nie odrzucali go, szczególnie, że pod koniec ich rozmowy zespół wyjął płytę gramofonową z ich albumem po czym każdy z nich go podpisał i oddali go chłopakowi, który przyjął go z radością ale wtedy ochrona zdała sobie sprawę, że ktoś tu jest i zaczęli ich wyganiać, więc ostatecznie oboje uciekli stamtąd żegnając się na szybko z muzykami.
- Wyszło świetnie!
Zawołał uradowany Dio gapiąc się na swoją płytę w tekturowym opakowaniu, po czym ostatecznie skierował wzrok na Kanę, jego radość nieco przygasła ale mimo wszystko on sam będzie dobrze wspominać ten dzień, nie mniej jednak miał z nią coś wyjaśnić.
- Co do Blacka... Tu nie chodzi o to, że jest on jakoś uprzedzony do muzyków, on po prostu strzela na oślep, wie gdzie uderzyć ale jego pociski rozchodzą się w różne strony, gdy ostatnio byłem w barze w mieście portowym, połowa ludzi to dezerterzy ze Światowej Armii, którzy potrafili opowiadać, jak potracili rodziny bo Black ostrzeliwał część cywilną miast, to tak jakbyśmy teraz wrócili do reszty i nagle okazuje się, że pół miasta nie ma a nasi towarzysze zostali zamordowani.
Blacka nie obchodziły ofiary postronne, strzelał bez opamiętania i konsekwencji, robił to by ukarać ludzi, ale tak naprawdę kogo on karał? Osoby, które chcą zarobić na życie, na swoje rodziny i postanowili przyjąć wygodną dla nich ofertę, a zamiast wygodnej pracy otrzymali traumę i utracili swoich bliskich, zaś sam Black miał za nic ich życie, nie pokazywał się, nie można było go namierzyć po trajektorii pocisku, który leciał w ich forty, nie okazywał nikomu żadnej litości i bez cienia wątpliwości niszczył morale w tej organizacji.
- Osobiście chciałbym poznać go, zmierzyć się z nim, zobaczyć czy jest naprawdę tak potężny jak mówią legendy, ale póki co... Korzystajmy, zanim zrobi się gorąco, no... Poza tym będziemy musieli wracać nie długo, Ty musisz odstawić naszą Hanę do Amber a ja załatwiłem tu wszystkie sprawy.
Poza próbą zdobycia popleczników, Dio chciał udać się na ten koncert, nie chciał mówić o tym Kanie jednak wprost, by dziewczyna nie uznała, że zmarnowała tutaj czas, nie mniej jednak pobyt w Murivel Dio mógł uznać za dobrze spędzony i nawet gdyby jutro z rana mieli zacząć się zbierać do powrotu, to ta wycieczka będzie dla niego dobrze zapamiętana.
Offline
Użytkownik
Muzycy wydawali się niechętnie opowiadać o tajemniczym Blacku. Nie dało się nie zauważyć, że w ich oczach pojawiał się prawdziwy lęk za każdym razem, kiedy ktoś tylko o tym wspominał. Dio skierował więc rozmowę na inne tory, które były właściwe w relacji fan-idole. Kana była raczej cichą słuchaczką. Tego typu muzyka nie mieściła się w przedziale tego czego słuchała na codzień. Pod tym kątem można powiedzieć, że nadal była nastolatką, która przez mocne brzmienie pokazywała jak bardzo świat ją zawiódł. Ona sama, jednak nie pamiętała, kiedy ostatni raz miała okazję i mogła posłuchać muzyki. Miała zawsze przy sobie słuchawki, ale nie było czasu na to, aby po prostu wyjść na miasto, albo legnąć na łóżku i wsłuchać się w melodie. Działo się dużo, bardzo dużo, a ona nadal się w tym wszystkim trochę gubiła. Ochrona w końcu zauważyła, że ktoś wślizgnął się do garderoby, i ona wraz z Dio byli zmuszeni czmychnąć przed byczkami, które jeszcze za ich plecami powtarzali, że to nie miejsce dla widowni. Dio udało się, jednak odebrać płytę na której artyści się podpisali. W drodze powrotnej chłopak zaczął opowiadać nieco o tajemniczym Blacku, a kiedy wspomniał, że chciałby się z nim kiedyś zmierzyć na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech.
-Wiedziałam, że to usłyszę- Mruknęła i włożyła dłonie do kieszeni spodni. Zdziwiłaby się, gdyby Dio jej oznajmił, że nie jest zainteresowany walką. Wtedy kto wie czy by może nie padła nawet na zawał. W pewnym sensie przywykła już do tego, że Dio miał potrzebę sprawdzenia siebie, oraz przy okazji innych. Kiedy pojawiało się wyzwanie zawsze je podejmował. Znała mniej więcej jego ambicje, i może nie zawsze rozumiała chęć ryzykowania własnym życiem, to mimo wszystko nie chciała stać pomiędzy Dio a jego planami. Może był to ten słaby charakter o którym cały czas wspominał Lace, ale nie umiała zachować się inaczej. Nigdy nikomu nie kazała wybierać, a już na pewno nie zrobiłaby tego w stosunku do blondyna. Może dlatego, że bałaby się tego co usłyszała. Może wolała żyć w swojej bańce, że gdyby trzeba było to Dio by naprawdę wybrał ją i odpuścił. Tak było po prostu łatwiej.
-Taaaa- Mruknęła, kiedy przypomniał jej o tym dlaczego chciała, aby Hana z nimi wracała -I zmierzyć się z Lacem, który pewnie się obrazi- Znowu wychodzi na to, że Kana zyskała najwięcej małym nakładem pracy. Rozumiała, że właśnie to irytowało bruneta. On się starał, chciał się wykazać jakoś, a kiedy to robił nie zawsze udawało mu się osiągnąć wszystko. Natomiast ona miała po prostu szczęście. Nie wiedziała czy spotka jeszcze Hanę, ale czuła, że powinna jej odpuścić, że jeszcze ich losy się skrzyżują. Może gdyby umiała bardziej nazwać to co działo się w jej głowie Lace byłby skłonny jej uwierzyć.
-Może gdyby raz moje decyzje doprowadził faktycznie do końca wszystkiego poczułby się lepiej- Była od niego młodsza, a póki co wyraźnie czuła, że Doktorek i Cleo ufają bardziej jej.
Offline
Użytkownik
Chociaż do tej pory Kana mówiła mało, to wizja powrotu ją nieco rozbudziła oraz wspomniała o swoim kompanie, którego spotkania raczej najmniej było dla niej przyjemne, nie mniej jednak sam Dio słysząc to po prostu się lekko uśmiechnął by zaraz potem skierować swój wzrok w ziemię.
- Raczej wątpię, myślę, że on chce udowodnić, że jego metody są lepsze.
Tak mu się przynajmniej wydawało, Lace ją krytykował, lecz nie była to zwyczajna złośliwość, blondyn zauważył już dawno, że brunet po prostu płonął jakąś zawiścią lub zazdrością do niej i może dlatego postanawiał jej dogryzać w każdy możliwy sposób, może chciał zyskać przywództwo tej grupy i dlatego postanowił złamać moralnie blondynkę, której jak na złość wszystko wychodziło na sucho.
Ostatecznie Kana i Dio wrócili do domu a tam blondyn oznajmił, że powoli się pakują i wracają do miasta portowego, chociaż jego mieszkanie nie było jeszcze wyremontowane, to mimo wszystko zrobił tutaj co miał zrobić, przy okazji zyskał co nieco.
Po spakowaniu rzeczy i przywróceniu piwnicy do poprzedniego stanu cała trójka była już gotowa do powrotu, który rozpoczął się już o samym poranku udali się na dworzec, w spokoju zakupili bilety i ruszyli pociągiem do portu, skąd popłyną z powrotem do miasta.
Już po południu stali na statku z dostępem do swoich kajut jednak sam Dio po prostu stał na dziobie i spoglądał na morze, mimo jego pozytywnej natury tym razem na jego twarzy widniała powaga i spokój, blondyn spoglądał w dal, jakby próbował wypatrzeć kontynent, na którym aktualnie zamieszkiwał.
- Mam złe przeczucia...
Powiedział sam do siebie, ostatnie informacje jednak nie napawają go optymizmem, zwłaszcza że słyszał pogłoski o Blacku, który ostatnio zaczął działać nieco ambitniej, jednak najgorsze plotki o nim mówiły, że ten bezlitosny osobnik lubi pojawiać się znikąd i dla rozrywki zaczyna działać w losowym miejscu siejąc zniszczenie i śmierć a teraz... Dio miał wrażenie, że nie długo się spotkają.
**********************************
Lace który naprawiał motor w pewnym momencie poczuł jak jego nadgarstek zostaje związany, po spostrzeżeniu, że łańcuch owinął mu się wokół ręki od razu mógł wykryć zasadzkę, teraz mógł dostrzec pięciu mężczyzn, którzy uśmiechnęli się szeroko widząc jego reakcję.
- Rybka sama się złapała.
Zaśmiał się jeden z nich po czym pociągnął za łańcuch zmuszając Lace'a do opadnięcia na ziemię i powoli przyciągając go do siebie, drugi mężczyzna skierował strzelbę w jego kierunku i spokojnie czekał na jakichś ruch ze strony bruneta.
- Zaoferowano 15 tysięcy za Twoją głowę, dzieciaku, więc bądź tak grzeczny i nie utrudniaj nam pracy.
Dodał mężczyzna trzymający łańcuch, jasno określając skąd wzięła się zasadzka, na którą właśnie wpadł Lace, najwidoczniej nikt nie zwlekał z osób w barze i pierwsze grupy już wyruszyły do poszukiwań całej trójki a akurat nawinął im się ten jeden konkretny osobnik.
Offline
Użytkownik
Lace nie widział nikogo z drużyny od kilku dobrych dni. Nie miał też zamiaru zawracać im głowy. Szczególnie, że po ostatnim spotkaniu wszystko wydawało się być już jasne. Cleo i Doktorek nie mieli w sobie dość dużo odwagi, aby sięgnąć po to co im się należało. Natomiast on nie miał zamiaru wylegiwać się na ciepłej plaży i wypatrywać powrotu Kany, która postanowiła znowu zniknąć nie mówiąc nic nikomu. Dlatego też wolał ten czas poświęcić na naprawę starego auta, które w ostatnich dniach zaczynało odmawiać już posłuszeństwa. Lubił tego grata i nie miał zamiaru tak łatwo pozwolić mu umrzeć. Ile napraw to auto przeszło, ilu pościgom umknęło, tego on sam nie był w stanie zliczyć. Chyba, że zebrałby się na podliczenie śladów po kulach, które starał się jak najdokładniej zakryć. Właśnie miał zamiar sprawdzić poziom oleju, który z tego co pamiętał drastycznie szybko się zmniejszał, kiedy wokół jego nadgarstka owinął się łańcuch. Nim zdążył coś zrobić, łańcuch ściągnął go na ziemię sprawiając, że zarył w piach. Przez chwilę spoglądał się zdziwiony na tajemniczych mężczyzn, którzy postanowili zburzyć spokój dzisiejszego dnia. Byli, jednak wyjątkowo rozmowni i od razu Lace dowiedział się, że ktoś za niego zapłacił a inni postanowili urządzić sobie małe polowanie.
-Sądziłem, że starałem się dostatecznie, aby ktoś chciał za mnie więcej- Mruknął cicho, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Chwycił dłonią łańcuch. Był to dobry moment, aby przetestować w praktyce to co otrzymał, chociaż nie do końca rozumiał genezy tej mocy, to udało mu się załapać jedno. Cholernie istotne były atomy. A podstawy były proste, bo mówiły o tym, że im szybsze ich drganie tym cieplejsze coś się robi. Łańcuch zaczął się nagrzewać do czerwoności parząc tym samym tego, kto go dzierżył w dłoniach. Uwolnienie się więc nie było takie trudne, i chociaż okazała się to broń obosieczna, to jak się okazało oparzenie jakie powstało na nadgarstku bruneta szybko zaczęło się goić.
-I wszystko rozumiem, ale gdyby nie stawiał oporu, to co to za satysfakcja byłaby dla was- Powiedział i wyciągnął zza paska pistolet oddając od razu strzał w stronę tego, który trzymał strzelbę. Korzystając z chwili zamieszenia podbiegł prosto na tego z łańcuchem i z całej siły zdzielił go zamkniętą pięścią prosto w kość policzkową. Włożył to tyle nowej siły jaką otrzymał ile tylko mógł, a efekt dość szybko go zaskoczył, kiedy dostrzegł, że jego przeciwnik odleciał kawałek dalej.
-Łoooo- Mruknął sam do siebie nie spodziewając się tego jak bardzo jego ciało musiało ostatnio się zmienić. Brunet skierował wzrok na tego ze strzelbą i uśmiechnął się lekko. W jednej z jego dłoni zaczęła pojawiać się błękitna energia, która kumulowała się w kształt kuli.
-No to się pobawmy- Powiedział i wystrzelił w stronę mężczyzny snop białej energii, która uderzyła go prosto w brzuch odrzucając go tak daleko, że wpadł na morza.
-A teraz- Zwrócił się w stronę tego, który jak na razie jeszcze znajdował się na lądzie -Kto was opłacił?- Zapytał się podchodząc do mężczyzny, który wcześniej trzymał w dłoniach łańcuch.
Offline
Użytkownik
- Co jest, kurwa?!
Zapytał mężczyzna z łańcuchem w momencie gdy brunet zerwał łańcuch a następnie ruszył na niego, mężczyzna pod wrażeniem całej sytuacji nie uchylił się i przyjął cios w twarz, po czym tracąc przytomność po prostu zakończył swą rozgrywkę na ten moment zaś sam Lace postanowił kontynuować swoje działanie.
- O nie, ja się na tych zjebów z super mocami nie pisałem!
Krzyknął jeden z mężczyzn po czym po prostu uciekł w inną stronę zostawiając swoich towarzyszy na pastwę losu aż ostatecznie sam Lace postanowił zainteresować się tym, kto postanowił wyznaczyć nagrodę za jego głowę, jednak nim mężczyzna ze strzelbą zdążył cokolwiek polecieć, brunet mógł poczuć solidne kopnięcie w jego bok po czym sam poleciał i zatrzymał się dopiero o swój samochód, który dostał solidne wgniecenie a gdy uniósł głowę aby dostrzec napastnika, jego oczom ukazała się Anastasia, która trzymając ręce za plecami, uśmiechnęła się złowieszczo.
- To ta dziewczyna!
Krzyknął jeden z mężczyzn, a sama dziewczyna o fioletowych oczach zachichotała cicho po czym zrobiła krok do przodu, słysząc jednego z najemników, skierowała wzrok w jego stronę a czarna energia otoczyła jej ciało, sam Lace mógł dostrzec jak jego ręce nagle zaczęły wydobywać żółtą energię, jakby na zawołanie.
Czarna energia Anastasii otoczyła pozostałych bandziorów, naskoczyła na nich i dosłownie wyżerała ich aż ostatecznie nie zniknęli wraz z samą energią, sama dziewczyna po prostu się uśmiechnęła, wyciągnęła dłoń przed siebie by zaraz potem z jej ręki nie wydostała się czarna energia, która niczym ogień otaczała jej ręką, tak samo jak energia wydobywana z rąk Lace'a, która zaczęła się nasilać zupełnie jakby była prowokowana przez Anastasię.
- Tak jak myślałam, Twoje Houkotsu pochodzi od Otoshiego Akumy, pierwotny użytkownik mojego Kurotsu i Twojego Houkotsu walczyli ze sobą i nasze energie pamiętają się, jedna odreagowuje na widok drugiej, zupełnie jakby miały swoją świadomość, niesamowite, prawda?
Wysnuła swoją teorię po czym znów schowała rękę za plecy i uśmiechnęła się złowieszczo.
- Ale widzę, że jest jeszcze niestabilne, zmienia barwy, czyli nie akceptuje Cię, a przynajmniej jeszcze. Wiesz co to oznacza? Rozpadasz się, dosłownie ta energia Cię wyniszcza. Oczywiście mogę Ci pomóc się uratować, wiesz... Zapanować nad tym, by przetrwać.
Zaproponowała udając słodki głos, by zaraz potem energia na jej ręce wygasła a ona sama oparła ją o biodro.
- Chociaż zgaduję, że Matsuri ma zamiar Ci w tym pomóc, bo to ona Ci tę moc przekazała, czyż nie? Tak czułam, że to się jej uda. Swoją drogą, powiesz mi gdzie ona jest? Oczywiście nie za darmo.
Oznajmiła by zaraz potem usiąść po turecku na piasku i spoglądając na Lace'a i czekając na jego odpowiedź.
- Oddam Ci w zamian Twojego przyjaciela, Rohana.
Anastasia jasno określiła co da w zamian za Matsuri, warunek jest taki, że Lace wyda swoją przyjaciółkę, była to okrutna oferta wobec niego ale właśnie to wiedziała Anastasia, dlatego właśnie na pierwszy cel obrała bruneta, dało jej to możliwość wydobycia informacji o jednej z dziewczyn, które chciał Reiji widząc ich potencjał.
- Rzecz jasna, możesz też mnie zaatakować, a wtedy zgarnę pieniądze od Reijiego za Twoją głowę, decyzja należy do Ciebie.
Anastasia jasno oznajmiła dla kogo pracuje a także dając mu do zrozumienia, że nie jest słaba, zresztą pokazała to, dosłownie stapiając czwórkę mężczyzn, którzy ruszyli za listem gończym, ten akt okrucieństwa miał jasno dać do zrozumienia mu, że poza gadką dziewczyna ma swoje asy w rękawie, szczególnie, że jej moc była podobna do mocy Lace'a a widać, że umiała to kontrolować nie mogła być byle kim, jednak to budzi pytanie, dlaczego ktoś taki pracuje dla Reijiego.
Ostatnio edytowany przez Dio Bluesummers (2022-04-25 11:06:02)
Offline
Użytkownik
Rozprawienie się z tajemniczymi najemnikami nie było większym problemem. Prawdziwy problem pojawił się nieco później. Brunet poczuł silny cios, który sprawił, że odleciał do tyłu zatrzymując się dopiero na swoim wypieszczonym do granic możliwości samochodzie, z którym teraz trzeba będzie podziałać na poziomie metalurgicznym. Brunet jęknął cicho czując przejmujący ból w kręgosłupie. Uniósł delikatnie głowę do góry, aby spojrzeć na dziewczynę, która pojawiła się dosłownie znikąd. Przyjrzał się uważnie jej rysom twarzy, delikatnemu uśmieszkowi, który w akompaniamencie oczu wydawał się być dziwnie szalony. Moc, jaką dysponowana i którą bez większych oporów zademonstrowała sprawiła, że Lace zrozumiał, że wpadł w niezłe gówno i to po same uszy. Mimo to nie miał zamiaru pokazywać swoich emocji. Dźwignął się powoli z ziemi otrzepując ubrania z piasku, który się do nich przykleił
-Ktoś ty?- Zapytał się, jednak nie uzyskał odpowiedzi. W zamian za to tajemnicza czarna energia, wydawała się pobudzać moc, którą on otrzymał. Uniósł swoje dłonie przyglądając się żółtej sile, która lizała jego skórę niczym języki ognia. Im więcej mocy uwalniała dziewczyna tym bardziej niespokojna była jego siła, która wydawała się być gotowa do ataku w każdej chwili.
-Czy ja wiem- Odpowiedział dość obojętnie na jej zachwyt na mocami jakimi dysponowali. Lace cały czas miał wrażenie, że siedziało w nim coś co nie należało do niego i nie była to tylko kwestia samej mocy. Czuł, że trochę się zmieniał, że jego postrzeganie świata było inne.
-Wybacz, ale w moim wypadku zaufanie buduje się na nieco innej podstawie niż przez prezentacje swoje potęgi - Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Również minąłby się z prawdą, gdyby przyznał, że nie poczuł swego rodzaju złości na Matsuri, kiedy dowiedział się, że ta jednak nie powiedziała mu wszystkiego o nowych zdolnościach. Gdzieś pomiędzy zajęciami umknął jej ten drobiazg o rozpadaniu się. Dziewczyna szybko postanowiła przejść do konkretów. Lace przypuszczał, że nie fatygowała się tutaj po to, aby złożyć mu propozycję pomocy i nie pomylił się. Równie szybko zostało wyjaśnione kto tak naprawdę był zleceniodawcą. Więc naprawdę uciekł. Brunet w głębi duszy liczył na to, że uciekł i nie będzie próbować szukać na nich zemsty...jak widać pomylił się i to bardzo.
-Jeszcze jest trzecia opcja- Powiedział, a jego usta rozciągnęły się w typowym dla siebie uśmieszku -Pierdol się i odpuść, bo mam ciekawsze rzeczy do roboty, bo rozmowa z tobą ani mnie nie bawi, ani nie rozwija w żaden sposób- Rohan znał ryzyko siedzenia w tej robocie i tak samo liczył się z tym, że jeżeli zawali to istniała szansa, że nikt nie przyjdzie mu z odsieczą. Lace chciał mu pomóc, ale musiał w tej chwili wybrać to, a raczej tego kto był dla niego ważniejszy.
Offline